TK



Zwodnicze uroki pokusy karania hate speech

demokracja| hate speech| hejterzy| Internet| media| mowa nienawiści| naruszenie uczuć religijnych| premoderacja treści| tabloidy| wolność słowa| zniewaga

włącz czytnik
Zwodnicze uroki pokusy karania hate speech
Prof. Ewa Łętowska. Foto: Wikipedia.org

Wiara we wszechmoc prawa jest znacznie większa niż wiara we wszechmoc medycyny, ale prawu to na zdrowie nie wychodzi, niestety.

Jeżeli lekarz mówi nam, że nie wie, jaka jest przyczyna niepokojących objawów, że musi przeprowadzić dodatkowe badania, analizy, wykluczyć różne hipotezy, a ciągle nie może postawić diagnozy – nie mamy pretensji. Ze zrozumieniem, admiracją i prawdziwą fascynacją śledzimy diagnostyczne zmagania aroganckiego i genialnego doktora House’a. Rozumiemy, że lekarstwo może skutecznie działać tylko wtedy, gdy jest prawidłowo dobrane i aplikowane zgodnie ze wskazaniami. Pokornie akceptujemy „opór materii” i istnienia choroby nie uznajemy za dowód bezużyteczności medycyny. Natomiast prawu nie wybaczamy. Samo istnienie patologii uznajemy za dowód bezsiły lub bezsensu prawa, o którym wtedy mówimy, że „nie działa”, albo „że jest złe”, a więc „trzeba je zmienić”, i to najlepiej rozbudowując wachlarz kompetencji prokuratora i represji przez niego stosowanych. Nie dopuszcza się myśli o tym, że prawo jest wprawdzie reakcją na patologię, ale nie spowoduje, że jej w ogóle nie będzie; że przyczyny przegranej prawa nie zawsze i nie w pełni mają związek z tym, jaką prawo ma treść, lecz że zależą one od warunków, w jakich prawo działa i jaki poziom (zawodowy, organizacyjny, aksjologiczny, etyczny) reprezentują czyniący z prawa użytek; że wreszcie governance wykonywana przez prawo nie zawsze dokonuje się tylko poprzez represję. Istnieje wszak jeszcze odpowiedzialność cywilna (i to w różnych postaciach). I nie zawsze represja wymaga aktywności prokuratury, bo istnieją także przestępstwa prywatnoskargowe. Niby to wszystko jest wiadome, a przecież ciągle zwodniczym urokom pokusy karania ulegają nie tylko nieoświeceni i zmanipulowani, ale także politycy (tych posądzam raczej o populistyczne wyrachowanie), stabloidyzowane media, a nawet prawnicy, którzy – wydawałoby się – są uodpornieni na takie manewry.

Nie tak dawno zwrócili się do mnie redaktorzy „Tygodnika Powszechnego” z prośbą o podpisanie apelu skierowanego przeciw mowie nienawiści, zwłaszcza tej obecnej w Internecie. Kto choć raz wszedł na jakieś forum, wie, o co chodzi. Redakcja połączyła apel z propozycjami wzmocnienia ograniczeń i kontroli (premoderacja) treści umieszczanych w Internecie, a także postulatem „surowego karania”, gdyby istniejące zakazy nie były przestrzegane. I tutaj zabito mi ćwieka. Zgadzam się z intencjami: zamanifestowaniem niechęci i sprzeciwu wobec werbalnej swawoli i poniżania ludzi przez anonimowych siewców nienawiści oraz zdaję sobie sprawę z siły rażenia „złego słowa”. Ale nie spodobała mi się zaproponowana terapia. Dlatego tak napisałam do redakcji: „Nie całkiem mi się formuła waszego apelu podoba: nie tyle chodzi o konieczną zmianę prawa (nie widzę takiej konieczności), ile praktyki (z wygodnej na niewygodną dla prokuratury), a właściwie – uświadomienie prokuraturze tego, czego nie dostrzega aksjologicznie. Akcentowanie kolejnych zmian w prawie to w tej sytuacji nieporozumienie, bo zwraca się uwagę na to, że rzekomo brakuje narzędzi, że trzeba wzmóc formalną represyjność prawa itd. Tak nie chwycimy byka za rogi. Prawda jest taka: prokuraturze się nie chce, bo tak wygodnej. Ale dla mnie taka postawa jest obłudna i abominacyjna. Dlatego podpiszę ten apel, chociaż wasze nawoływania do zmiany prawa mnie nie przekonują, a nawet uważam je za szkodliwe”. Stanęło na tym, że apel podpisałam, a „Tygodnik” opublikował to moje votum separatum w oddzielnym liście. Oczywiście nikt na to ostatnie nie zwrócił uwagi, jak to z „separatami” – niestety – zazwyczaj bywa.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.