Debaty



System rządów w projektach i propozycjach. Zmiany konstytucji RP (część II)

włącz czytnik

„Prezydencki” projekt RPO przewidywał, że prezydent stoi na czele Rady Ministrów. W konsekwencji był on jednocześnie głową państwa i szefem rządu, co mogłoby sugerować rzeczywiście prezydencką odmianę rządów. Inne rozwiązania konstytucyjne jednak temu przeczyły. Przede wszystkim zupełnie niezgodny z system prezydenckim był wymóg uzyskania wotum zaufania przez wszystkich ministrów, jakich prezydent powoływał do składu Rady Ministrów (w ciągu 14 dni od momentu rozpoczęcia urzędowania). Jednocześnie w projekcie zastrzeżono, że jeżeli Sejm dwukrotnie odmówiłby inwestytury dla utworzonego przez prezydenta rządu, to prezydent obligatoryjnie skracałby kadencję Sejmu i rozpisywał przedterminowe wybory (art. 70 ust. 3). Z racji niezręczności stylistycznych projektu w takiej sytuacji pojawiałby się od razu problem tego, czy skrócenie kadencji Sejmu dotyczyłoby sytuacji odmowy zaufania dla całej Rady Ministrów, czy też dla każdego z jej członków z osobna. Logika nakazywałaby tę pierwszą interpretację, tymczasem wykładnia gramatyczna projektu (który pod tym względem był zupełnie niedopracowany) niedwuznacznie podpowiadała tę drugą. Już to pokazuje, że projekt nie realizował najważniejszej dyrektywy podjęcia wszelkich prac zmierzających do korekty konstytucji, jaką jest zapewnienie prawidłowego funkcjonowania władz publicznych i ogólnej stabilności systemu rządów. Zupełnie niekompatybilny z prezydencką odmianą rządów był przepis przyznający Sejmowi prawo wyrażania wotum nieufności. Zgodnie z projektem Sejm mógł ministrom (oczywiście z wyłączaniem prezydenta) wyrazić polityczną dezaprobatę. Znowu przy tym nie rozstrzygniętą kwestią było, czy sejmowe wotum nieufności może dotyczyć jedynie ministrów in gremio, czy każdego z ministrów pojedynczo. Powodzenie wniosku obligowało prezydenta do zdymisjonowania ministra (ministrów) i powołania w to miejsce nowego (nowych). Już tylko te rozwiązania pokazują, jak niejednoznaczny i wewnętrznie niespójny był to projekt. Mówienie, że proponował on prezydencką odmianę rządów, jest zdecydowanie zbyt daleko idące. Wynika to, jak się wydaje, z ogólnego pomieszania pojęć i częstego uznawania, że prezydenckim jest każdy właściwie system rządów ze wzmocnioną, ponadprzeciętną prezydenturą. Tymczasem, żeby system był rzeczywiście system prezydenckim, musi spełniać restrykcyjne warunki tego systemu, a tych żaden z projektów nie spełniał. Wystarczy powiedzieć, że przecież w prezydenckim systemie rządów prezydent nie dysponuje prawem rozwiązania parlamentu. W systemie tym nie ma też możliwości wyrażania parlamentarnej aprobaty bądź dezaprobaty dla politycznych działań władzy wykonawczej. Wreszcie w systemie tym, o czym się zupełnie zapomina, prezydent nie jest szefem rządu, tylko jest rządem. Egzekutywa w systemie prezydenckim jest wszak zamknięta, co nie oznacza bynajmniej tego, że tworzy ją jedynie rząd na czele z prezydentem (jak to się opacznie interpretuje), ale że tworzy ją prezydent i tylko prezydent. Dlatego nie można propozycji zmiany konstytucji, firmowanych przez RPO czy przez Solidarną Polskę, nazywać prezydenckimi. Owszem ich celem było umocnienie pozycji ustrojowej prezydenta, ale nie miało to wiele wspólnego z właściwym systemem prezydenckim. Jeśli już doszukiwać się jakichś analogii, to raczej do systemów neoprezydenckich w ich odmianie albo latynoamerykańskiej, albo postsocjalistycznej (określanej niekiedy mianem hiperprezydencjalizmu).

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.