Publicystyka



E. Skalski: Egzamin dojrzałości

CBOS| demokracja| Florian Znaniecki| Janusz Czapiński| mniejsze zło| opozycja| rozsądek| socjologia| społeczeństwo| wybory

włącz czytnik
E. Skalski: Egzamin dojrzałości

Społeczeństwo nie składa się z profesorów prawa państwowego ani nawet ze średnio rozsądnych ludzi. Dalej Hitler – bo to jest jego uwaga – mówił o przestraszonych człowieczkach. Tych możemy sobie odpuścić w III RP. W początkach swego drugiego ćwierćwiecza nie przypomina ona Republiki Weimarskiej po zaskakującej klęsce wojennej i w odmętach straszliwego kryzysu ekonomicznego. Profesorów prawa państwowego mamy ile potrzeba, choć Piotra Winczorka wśród nich już od paru miesięcy brakuje. Zaś ogół społeczeństwa składa się, owszem, ze średnio rozsądnych ludzi, lecz u nadspodziewanie wielu z nich ten rozsądek sprawnie funkcjonuje w zakresie ich spraw osobistych. Nie obejmuje jakoś sfery publicznej.

Zdrowy rozsądek mówi nam, że aby na coś wydać pieniądze, trzeba je mieć. Żeby mieć trzeba je zarobić, dostać jakoś inaczej, albo pożyczyć. Jak się pożycza, to trzeba oddać, z reguły z odsetkami. Rozsądek każe samochód powierzyć mechanikom, blacharzom i elektrykom, a hydraulika prosić do instalacji wodnej. Dzieci po naukę posyłamy do szkoły, w chorobie wybieramy lekarza, a nie rockmana, choć niektórzy leczą się u szarlatanów. U pewnych ludzi bowiem w pewnych okolicznościach rozsądek zawodzi.

W sprawach osobistych jego brak przynosi skutki osobiście odczuwalne. Przeważnie na tyle szybko, że powiązanie przyczyny i skutku staje się oczywiste. W sferze publicznej to powiązanie jest na ogół nie bezpośrednie, rozłożone w czasie, dla wielu nieoczywiste. Wielu ludzi nie ogarnia podstawowego zakresu spraw publicznych, wielu nie chce się tym zajmować. Tylko niektórzy niczego nie oczekują od władzy publicznej, a prawie wszyscy oczekują, że zrobi nam ona dobrze i chętnie ją winią – słusznie, niesłusznie – za to, że im jest źle.

Rozsądek rzecz nabyta

Jak był Hitler, to czemu nie Lenin. Ten twierdził, że masy uczą się postępowania nie z książek, nie z prasy, lecz na podstawie osobistych doświadczeń. W odniesieniu do Polski pasuje to w sposób dosyć przewrotny. Skrupulatna diagnoza społeczna, robiona co dwa lata przez pracownię profesora Janusza Czapińskiego wykazuje, że około siedemdziesięciu procent obywateli jest zadowolonych ze swego losu. Składa się na to ich sytuacja materialna, ale nie tylko. W ograniczonych do tej sytuacji badaniach CBOS, 47 procent badanych jest ze swej sytuacji zadowolonych, 39 procent uważa, że żyje się im przeciętnie, a tylko 14 procent twierdzi, że jest im źle. Dane o rozwoju Polski uzasadniają taki poziom satysfakcji. Wydawałoby się, że w takich warunkach rząd spokojnie wygrywa kolejne wybory. A jeśli drugą turę ostatnich wyborów prezydenckich traktujemy jako starcie władzy i opozycji, to władza w postaci prezydenta Komorowskiego nie uzyskała poparcia zbliżonego choćby do stanu satysfakcji obywateli, lecz zaledwie jego „mniejszą połowę”. Niewiele mniejszą, zaledwie o trzy procent, co jednak przesądza wynik wyborów i wpływa na dalszy rozwój sytuacji politycznej.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.