Publicystyka



Głęboka próżnia mózgowa

Binienda| edukacja| fizyka| hel| humanistyka| nauki przyrodnicze| próżnia| Szuladziński

włącz czytnik

A czy tak trudno zauważyć absurd twierdzenia Szuladzińskiego, że „jest nikła szansa, żeby przy kolizji skrzydła z drzewem obydwa obiekty zostały złamane, że jeśli drzewo zostało ścięte, to skrzydło powinno ocaleć"? Szuladaziński twierdzi, że „powyżej pewnej prędkości, prawdopodobieństwo, by obydwa zderzające się obiekty uległy zniszczeniu, maleje niemal do zera". Czy aż tak trudno zauważyć, że są to kompletne bzdury, by niemal nikt tego nie zakwestionował? By za pomocą takich bredni można było robić wodę z mózgu połowie społeczeństwa? A przecież wszyscy uczyli się w szkole zasad dynamiki Newtona, tego, że „siła akcji równa się sile reakcji", zawsze, niezależnie od prędkości. W dodatku mówienie o prawdopodobieństwie w odniesieniu do zderzeń ma sens w fizyce cząstek elementarnych, a nie w odniesieniu do makro zjawisk. Zwolennicy tych teorii powinni wziąć bardzo ciężki młot, machnąć nim z olbrzymia prędkością, a, zgodnie z twierdzeniami Szuladzińskiego-Biniendy, uderzenie będzie słabiutkie. Ciekawe ilu z nich odważy się sprawdzić te twierdzenia na własnym palcu?

Istotne z tego wszystkiego jest to, że nieuctwo powszechne przekłada się na łatwość manipulowania opinią publiczną. I to nie tylko w tej sprawie. Inny przykład to sprawa GMO. Pod wpływem ideologicznie nawiedzonych „ekologów" mamy dziś w Polsce zakaz sprzedaży żywności genetycznie modyfikowanej i nawet zakaz badań naukowych nad tym zagadnieniem. Podobnie jak w przypadku teorii smoleńskiego zamachu i tu podstawą są, wyłącznie wynikające z nieuctwa, urojenia i szarlatańskie „ekspertyzy", bo ktoś w szkole nie nauczył się, co to jest gen i traktuje go, jak część ciała. To smutne, jeśli Sejm położonego w środku Europy państwa, w XXI wieku, uchwala ustawy sprzeczne z wiedzą naukową i zakazuje badań naukowych, bo tak chcą nieukowcy (przeciwieństwo naukowców, ludzie nie prowadzący żadnych badań, nie czytający fachowej literatury, ale zawsze wiedzący lepiej).

Spójrzmy, jak politycy i telewizyjni prezenterzy interpretują statystyki. Słyszymy: tej partii spadło o jeden procent, a tamtej wzrosło o dwa procent, przy błędzie statystycznym 3 procent. Jeżeli błąd pomiaru jest 3 procent, to o różnicach 1 lub 2 procent można powiedzieć tylko: nie wiadomo, czy coś się zmieniło. Polska klasa polityczna i polskie media nagminnie wyciągają wnioski z liczb mniejszych od błędu pomiaru.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.