Publicystyka



Korupcja – historia naturalna

agent Tomek| CBA| demokracja| gmina| korupcja| PRL| samorządy terytorialne| wójt| wybory samorządowe

włącz czytnik
Korupcja – historia naturalna

dedykuję tym, co uważają, że za komuny było lepiej

Jak powstawało CBA – się ucieszyłem. Od trzydziestu lat zajmuję się rozwojem lokalnym w małych miejscowościach, a tutaj hamulcowych najwięcej, głupoli od groma, cyników i chciwców pełno, i to oni (chociaż niekoniecznie wszędzie) budują okoliczną przyszłość. Taka firma jak CBA, gdyby tutaj dotarła, miałaby co robić! Wyczyny Agenta Tomka, budowanie intryg przez jego kolegów i szefów, po to by upolować jakiegoś polityka z innej przestrzeni politycznej, to sposoby z kabaretu – działania pod wyborców określonych polityków. Wręczaniem politykom “kontrolowanych” łapówek niech się zajmuje Agent Tomek, jeśli ma na to swoje pieniądze i swoją firmę, bo w zjawisku korupcji nie o to chodzi. Jeśli jego kierownik, poseł Kamiński kupił dla CBA willę, dwukrotnie przepłacając i nie mając pomysłu na jej użytkowanie, to powinien dostać skierowanie do psychiatry, a nie do Parlamentu.

Może nieco z własnych obserwacji. Za komuny w Warszawie istniało coś takiego jak SPHW (Stołeczne Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego). Na samym Żoliborzu miało 800 (sic !!!) sklepów i padło w czasach największej prosperity dla handlu. W dwóch z tych sklepów (kolejno) dzierżawiłem jeden metr bieżący lady sklepowej na swoją działalność “ajencyjną”. Z marnym skutkiem, po wylaniu mnie z Instytutu, usiłowałem tam handlować sprzętem laboratoryjnym. Nie było wówczas w owym SPHW towaru, który by przechodził bez łapówki. Jeśli towar był deficytowy, łapówkę płacił klient, jeśli towar nie miał szans na sprzedaż, płacił producent. Dla uspokojenia ludzi, dla zadośćuczynienia obyczajom, nieco papieru toaletowego, telewizorów, młynków do kawy “rzucano” dla Komitetu Kolejkowego, który funkcjonował przy każdym, osiedlowym sklepie, a reszta szła za łapówki. Natomiast gipsowe krasnale, niby-kryształowe kieliszki, plastikowe serwetki, rozpadające się długopisy, których nikt nie kupował, a za przyjęcie których do sklepu łapówkę płacił producent, trzeba było w końcu jakoś usunąć. Najlepiej w czasie “włamania”. Włamania organizował kierownik, a to uruchamiało kolejne piętra korupcyjnej aktywności: milicjantów, którzy włamania protokółowali, PG (co znaczyło Przestępczość Gospodarcza), które stwierdzało prawidłowość, prokuratury…wszyscy się żywili na tych “włamaniach”.

“Włamania” były starannie przygotowywane; jak tylko widziałem, że kierownik sklepu osobiście sprząta zagracone wyjście awaryjne z magazynu, bo głównego wyjścia przecież pilnowali członkowie Komitetu Kolejkowego, wiedziałem, ze włamanie będzie… i było! Przed włamaniem trzeba przecież było wywieźć odkurzacze, telewizory, wzmacniacze – wszystko, na co czekali klienci! Potem było “włamanie”, do czego świetnie się nadawały podnośniki samochodowe wówczas stosowane we francuskich samochodach, potem były protokóły, milicja, remanenty. Żeby interes się kręcił, a półek nie zagracały krasnale, w księgowości zaś “manka” i “superaty” mogły być zastąpione przez protokóły powłamaniowe, takie włamanie musiało być przynajmniej raz na kwartał.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.