Publicystyka



Szaruga: Rzecz o inteligencji

Andrzej Paczkowski| elita| intelektualiści| inteligencja| Janusz Tazbir| Jerzy Jedlicki| Józef Chałasiński| lewica| PRL| sprawiedliwość społeczna

włącz czytnik
Szaruga: Rzecz o inteligencji

Zanim zacznę cytować czasopisma, chciałbym przytoczyć słowa wstępu, jakim Jerzy Jedlicki opatrzył pierwszy tom trójksięgu poświęconego polskiej inteligencji. To „Narodziny inteligencji 1750-1831” Macieja Janowskiego: „Inteligencja jest w Polsce tematem wciąż nieostygłym. Ilekroć opublikuje się w prasie jakiś o niej artykuł, można być pewnym odzewu.

Od czasu ukazania się – w roku 1946 – prowokującego szkicu profesora socjologii Józefa  Chałasińskiego, mniej więcej co 8-10 lat, zarówno w Polsce zwanej Ludową, jak w Trzeciej Rzeczypospolitej, rozpala się dyskusja prasowa na temat inteligencji i za każdym razem na nowo ścierają się dość podobne kwestie i przekonania: czy inteligencja odziedziczyła szlacheckie przymioty i narowy? Czy zasługuje na zbiorowy szacunek, czy raczej na przyganę i drwinę? Czy ma jeszcze jakąś rolę społeczną i ideową do odegrania, czy może powinna już zejść ze sceny i ustąpić miejsca nowym klasom, na przykład „ekspertom”, cokolwiek by to miało znaczyć”.

Być może obecnie znów się taka dyskusja rozpali. W weekendowym dodatku do „Rzeczpospolitej” zatytułowanym „PlusMinus” (nr 6/2016), którego temat przewodni wyeksponowany na okładce wyznacza pytanie „Inteligencie, gdzie się podziałeś?”, ukazał się obszerny wywiad z  profesorem Andrzejem Paczkowskim „Misjonarze i architekci” poświęcony właśnie inteligencji. Powiada w nim historyk: „Samo pojęcie inteligencji jest charakterystyczne jedynie dla naszej części Europy. Pojawiło się w drugiej połowie XIX wieku i zajęło szczególne miejsce nie tylko w polskiej historii, ale i mitologii. Mit (…) kogoś, kto wykonuje zawód inteligencki – jest nauczycielem, lekarzem – a jednocześnie służy swoją wiedzą ludowi, poświęca się: Leczy czy uczy za darmo. Taki mit inteligencji został przeniesiony do II Rzeczypospolitej, choć właściwie zaczynał tracić swoje materialne podstawy. (…) Gdy Polską zarządzali zaborcy, dla wielu było jasne, że tą warstwą, która wbrew zaborcom utrzymuje spójność narodową, musi być inteligencja. A w II RP tak rozumiana rola inteligencji, jej istnienie poza państwem, przestała mieć rację bytu. (…) W tej chwili bardzo trudno byłoby powiedzieć, czym właściwie jest inteligencja, ale z drugiej strony nie można przecież z języka wypierać pojęć, które stanowią część kultury narodowej.

Mit inteligencji mocno się zakorzenił w naszej tradycji, że także (a może nawet zwłaszcza) po narzuceniu komunizmu panowało przekonanie – głównie zresztą wśród samej inteligencji – że jest ona czymś ważnym dla narodu, że bez jej aktywności naród polski nie przetrwa w tradycji niepodległościowej i demokratycznej. W warunkach państwa niedemokratycznego, dyktatorskiego, do tego zależnego od innego państwa dyktatorskiego, mit inteligencji nadal funkcjonował jako pewien ideał”. W okresie komunistycznym sytuacja uległa zmianie: „Problemem były nie tyle cele społeczne nowego państwa, ile indoktrynacja ateistyczna deprawująca dużą część polskiej narodowej tradycji.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.