TK



Europa wymknęła się spod kontroli

Angela Merkel| EBC| Herman Van Rompuy| Jens Weidmann| Mario Draghi| Nicolas Sarkozy| traktat lizboński| Vaclav Klaus| Wspólnota Węgla i Stali

włącz czytnik

Dlatego Angela Merkel, Nicolas Sarkozy i wielu innych polityków walczyło z zadziwiającą determinacją o wejście w życie Traktatu Lizbońskiego grożąc palcem niesfornym Irlandczykom, dając burę eurosceptycznemu prezydentowi Czech Václavowi Klausowi i ponaglając prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by bez ociągania ratyfikowali dokument. Chcieli uniknąć kolejnej żenującej sytuacji po tym, jak Francuzi i Holendrzy wyrzucili do kosza Traktat Konstytucyjny, niesławnego poprzednika Traktatu Lizbońskiego.

W opinii nowej arystokracji UE Traktat Lizboński był skałą, na której powinno się zbudować dobrobyt wszystkich obywateli Europy i z której na nowo odkryta siła Europy emanowałaby na cały świat. Traktat Lizboński był złotą bramą prowadzącą do „Stanów Zjednoczonych Europy”, marzeniem, które od dziesięcioleci nie mogło się ziścić. Marzeniem wszystkich federalistów, którzy Unię Europejską postrzegali przede wszystkim jako narzędzie odrzucenia globalnej hegemonii Stanów Zjednoczonych.

Dla wielu euroentuzjastów - zarówno wśród polityków, jak i ekspertów z niezliczonych think tanków – występowanie z nowymi ideami i przepisami stało się sposobem na życie. Każdy był tak zajęty „reformowaniem architektury Unii Europejskiej” i tak zaślepiony „sukcesem euro”, że nikt nie zauważył złośliwego nowotworu miarowo wzrastającego i zjadającego organizm UE kawałek po kawałku.

Traktat Lizboński był pustą skorupą. Nie mógł unieść ciężaru kryzysu, nie stał się tak upragnionym narzędziem, które umożliwiłoby Europie wywieranie większego wpływu na świecie. Politycy, którzy zostali namaszczeni na uosobienia wielkości Europy, pokornie przyjęli role marionetek. Władza Hermana Van Rompuya najwyraźniej ogranicza się do wyznaczania godziny konferencji prasowej po każdym szczycie europejskim. Baronessa Ashton ma w sprawach międzynarodowych do powiedzenia znacznie mniej niż minister spraw zagranicznych Kataru.

Dżin wyleciał z butelki

W grudniu ubiegłego roku eurokraci mówili nam: Europa potrzebuje politycznego impulsu i politycznej odwagi. Próbowali przekonać opinię publiczną, że jedyne skuteczne rozwiązania kryzysu zadłużeniowego leżą w sferze polityki. To politycy zatem muszą podjąć śmiałe kroki, by zapobiec stoczeniu się Europy w przepaść. To politycy mają mandat, by kontynuować nieuniknione reformy i wyprowadzić narody Europy z finansowego bagna. Wkrótce jednak politycy zdali sobie sprawę, że rozwiązanie nie może mieć tylko politycznego charakteru. Nie jest łatwo wyobrazić sobie jak trudna do przełknięcia dla polityka jest taka gorzka pigułka. To nie oni mieli wprowadzać w życie rozwiązanie.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.