Debaty



Gdzie ci mieszczanie?

klasa średnia| klasy społeczne| miasto| nowi mieszczanie| Paweł Kubicki| Przemysław Pluciński| społeczeństwo| świadomość społeczna

włącz czytnik

Dlaczego klasa średnia nie chce mieszkać w miastach? Proces ten był szczegółowo opisywany w USA, gdzie podawano wiele powodów, w tym strach przed zdesegrowanymi szkołami. W Polsce nie mamy takiej sytuacji, a mimo to klasa średnia przenosi się na przedmieścia. Tymczasem to w mieście jest więcej możliwości spędzania czasu i życia w sposób, wydawałoby się, typowy dla tej grupy.

Trzeba pamiętać, że polska kultura zawsze była pełna ciągot do życia wiejskiego i dworkowego, cechował ją szlachecki sznyt. W naszej świadomości te pragnienia są na tyle silne, że ostatnie 25 lat to, jak sądzę, próba zrealizowania tych marzeń. Widać to, gdy spojrzeć na grodzone osiedla i lokalne konflikty o prawa własnościowe; polskie „gargamele” też to dobrze pokazują. Patrząc z dłuższej perspektywy trzeba przyznać, że nasza kultura zawsze była bardziej szlachecka niż mieszczańska. Równocześnie wyprowadzka poza miasta wynika z tego, że w polskich miastach rzeczywiście ciężko się żyje. Jednak mit arkadii, życie w domu z ogrodem, to częste marzenie, niezależne od klasy społecznej.

Nasuwa się przypuszczenie, że polska klasa średnia nie chce się angażować społecznie, ponieważ każdy chce być panem w swoim dworku. Ale czy rzeczywiście klasa średnia w Polsce nie ma chęci współdziałania i angażowania się w lokalne problemy?

To nie jest aż tak jednoznaczne. Wszyscy wiemy, że z kapitałem społecznym w Polsce jest źle, klasy średnie są zorientowane raczej egoistycznie. Istnieją jednak sytuacje, w których zaangażowanie społeczne przyspiesza. Ruch My Poznaniacy jest przykładem organizacji, która ma szerszą bazę niż tylko ludzie o zacięciu mocno lewicowym. Są sytuacje, zwłaszcza w kontakcie z państwem, samorządem lub deweloperami, które działalność prospołeczną przyspieszają i kształtują. Oczywiście, wynika to przede wszystkim z przekonania do walki o swoje.

„W kontakcie z deweloperami” – to brzmi jak załatwienie problemu, dopilnowanie, by firma dla nich coś zrobiła.

Dokładnie. W moich badaniach na temat osiedli grodzonych wyszło, że życie wspólnot było jałowe i ograniczało się do niekończących się spotkań rad budynków. Momentami generującymi wspólne działania były konflikty z deweloperem, który czegoś nie dopatrzył, próbował zaoszczędzić czy nie dopełnił jakichś zobowiązań. Wtedy ludzie zwoływali się i działali wspólnie. To była pożywka dla działań społecznych.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.