Publicystyka



Był sobie świadek...

kamienica| operat| podpis| prawo cywilne| świadek| wspólnota mieszkaniowa

włącz czytnik

Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością będzie wiadomo, że to przenośnia - myślę. Oczywiście nie dzielę się tą uwagą z sądem. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że sędzia uznał to co powiedziałam za zbyt „wyluzowane”, może nawet aroganckie.

- To było dawno - poprawiam.

Jednocześnie mam w głowie, że użycie sformułowania „Z mojego punktu widzenia było to 150 lat temu” daleko lepiej oddaje moje pamięciowe zaangażowanie w sprawę, co może rzutować na ocenę stopnia szczegółowości zeznań, niż jak powiem, że to było „dawno”. Waham się, czy nie wyjaśniać tego sędziemu, ale uznaję, że potraktowałby to jako wchodzenie w polemikę. To nie jest rola świadka, więc zmilczam.

- Proszę dalej - sędzia.

- Oskarżony X i nieżyjący Y przymierzali się do remontów w kamienicy, w której kupiłam mieszkanie. Zakwestionowałam możliwość ich wykonywania bez zgody większości właścicieli. X i Y zaprosili mnie na spotkanie i pokazali operat, z którego wynikało, że kamienica jest w złym stanie. Poprosiłam o kopię tego operatu i dostałam egzemplarz (lub jego kopię). Wynikające z niego informacje były dość „szokujące”, a na pewno nieznane innym nabywcom lokali, więc przedstawiłam je na zebraniu wspólnoty. Był tam wtedy też Y, jako reprezentant X.

Jakiś czas potem otrzymałam list, podpisany przez prezesa spółki w której X i Y byli wspólnikami, Pana Z. Było to żądanie zwrotu operatu. Odmówiłam listownie, wskazując, że egzemplarz został mi podarowany, jako dokument uzasadniający remonty. Ponownie dostałam takie wezwanie i ponownie, listownie, odmówiłam.

Po jakimś czasie otrzymałam telefon. Wspólnik Z przedstawił się i upewnił się, że to ja wysłałam do niego listy „w sprawie jakiegoś operatu”. Potwierdziłam, wskazując, że to są jedynie moje odpowiedzi na jego wezwania. Był zaskoczony. Powiedział, że nie ma nic wspólnego z kamienicą F, niczego do mnie nie wysyłał i czy mogłabym mu pokazać tenże operat, bo on w ogóle nie wie, o co może chodzić. Umówiłam się na spotkanie z jego synem (jak się okazało, chodziliśmy kiedyś do szkoły, ale nie utrzymywaliśmy kontaktów i nie mógł mnie poznać po obecnym nazwisku). Syn obejrzał operat, zapytał, czy chcę go zostawić. Odpowiedziałam, że owszem, bo w sumie już wszyscy odkryliśmy, jaki jest stan kamienicy. Pokwitował odbiór, obejrzał listy, które dostałam, stwierdził, że podpis na listach nie należy do jego ojca i czy zgodzę się zeznawać w prokuraturze. Zgodziłam się i zeznawałam. Na kolejnym zebraniu wspólnoty wspólnik Y wezwał mnie publicznie do oddania operatu, a ja mu odpowiedziałam: „Oddałam go temu, kto był podpisany na liście, a samym podpisem może zajmie się prokuratura”.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.