Publicystyka



Zastępstwo

przewodniczacy wydziału| rozprawa sądowa| sesja sądowa| wnioski dowodowe| zastępstwo

włącz czytnik
Zastępstwo

Koleżanka się rozchorowała... chyba poważnie, bo wiem, że jakby była w stanie przyjść do sądu to by przyszła, choćby z gorączką. Cóż jednak by jej nie było to nie zmienia to faktu, że jej nie ma, a miała wyznaczone rozprawy, z którymi teraz trzeba coś zrobić. A to coś polega na poinformowaniu mnie zaraz po przyjściu do pracy, że skoro jestem dyżurny to pójdę sądzić te sprawy w zastępstwie. Zgodnie z podziałem czynności i ustalonym zwyczajem, a jakby co to akta są już na sali, i kalendarz też.

No i biorę z szafy togę i idę na salę sądową by prowadzić rozprawy w sprawach, o których nic nie wiem. Mam prowadzić postępowanie mając mgliste pojęcie o tym kim są ci ludzie i po co oni przyszli. Mam słuchać świadków i biegłego nie wiedząc co jest sporne a co nie i o co w sprawie chodzi, a na koniec jeszcze pewnie wydać wyrok no bo w końcu jak postępowanie dowodowe zostało wyczerpane to nie ma powodu dla odraczania rozprawy. W dodatku nie do końca rozumiejąc na jakiej niby zasadzie ja tu siedzę. Wychodzę na salę bo referent jest chory a ja jestem dyżurny, natomiast żadnego formalnego zarządzenia o zmianie sędziego referenta nie było. W dodatku jak rozprawę odraczam, to odraczam ją nie na "moją" sesję tylko na sesję koleżanki, a więc faktycznie to ja nie przejmuję tej sprawy do mojego referatu. Sądzę tak naprawdę cudzą sprawę, zupełnie jakbym się z koleżanką tego dnia zamienił na wokandy, na zasadzie, że ona posądzi moje sprawy a ja jej. Czy taki sąd jest "właściwie obsadzony"? W końcu obsada to nie tylko liczba i skład, to także osoby, które w nim zasiadają. Wprawdzie w postępowaniu cywilnym nie ma zakazu zmiany obsady sądu w toku procesu, ale czy przypadkiem zmiana ta nie powinna przybrać przynajmniej postaci zarządzenia przewodniczącego wydziału?

Ale cóż, pójdę na tę sesję, posiedzę tam trochę jak na tureckim kazaniu i zapiszę do protokołu co mi powiedzą. Przesłuchanie świadków oddam w ręce stron, zgodnie z zasadą pełnej kontradyktoryjności, najwyżej nie dopytam o coś istotnego, bo nie będę wiedział o co zapytać. A potem odroczę rozprawę każąc przedstawić akta koleżance, żeby w razie czego dodała coś do mojego zarządzenia, ewentualnie żeby ona sama podjęła decyzję o wezwaniu nowo zgłoszonych świadków. Bo parę razy zdarzyło się, że strony (a zwłaszcza pełnomocnicy) próbowali "przepchnąć" przez zastępcę wnioski dowodowe, które  referent oddalił. Wydam może parę wyroków w jakichś prostych sprawach jak np kary za jazdę na gapę, gdzie stan faktyczny jest zwykle jasny i tyle. Bo więcej nie jestem w stanie i w zasadzie nie powinienem robić, bo podejmowanie ważnych decyzji w sprawie, której akt w zasadzie nie znam i w stanie faktycznym której nie do końca się orientuję jest co najmniej nieuczciwe wobec stron.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.