Publicystyka



Czy sędzia leżąc w wannie myśli o sprawie?

akta spraw sądowych| Daniel Kahneman| heurystyka| intuicja| Marcus Raichle| referendarz| sądownictwo| sędziowie| wokanda| wyroki

włącz czytnik

„Chodzi o orzeczenie oparte na przemyśleniu sprawy, na przeczytaniu orzecznictwa, wręcz takim oddechu – czasem dobra decyzja zapada po takim oddechu. Ona się inkubuje. O tym się nie mówi, niestety. Traktuje się sąd jako źródło wydawania orzeczeń jedno za drugim, w szybkim tempie”.

„Komfortowo byłoby, żeby tydzień przed wokandą wrócić do sprawy i obmyśleć. Nie ma tego komfortu, zwłaszcza, że jest umowa iż na wokandzie jest np. 9 spraw, dwie wokandy tygodniowo, co oznacza, że trzeba mieć w tygodniu przygotowanych i przemyślanych 18 spraw, średnio. To może kuleć, jeśli chodzi o proces podejmowania decyzji. Bo czasami nie ma fizycznej możliwości, żeby pomyśleć. A jest już etap sprawy, kiedy trzeba wydać wyrok. Nie mogę powiedzieć stronom: proszę państwa, odraczam rozprawę, bo nie wiem jeszcze co zrobić, muszę pomyśleć, pochodzić z tym. Zdarza mi się, że mam już decyzję, ale nie chcę jej jeszcze ogłaszać, chcę się z nią jeszcze przespać. Wtedy mam te dwa tygodnie od zamknięcia rozprawy. Są takie sprawy, w których człowiek bije się z myślami i do końca nie wie, co zrobić, kładzie się z jakąś opcją, budzi i myśli: nie, jednak jest inaczej”. „To, czego mnie brakuje w tej pracy to czas na przemyślenie. Jest tak, że idzie się na zakupy, czy robi się kolację i nie myśli się o sprawach, a wtedy przychodzi rozwiązanie. Tak powinno być. Ale rzadko mam tak, że mogę naprawdę nie myśleć o pracy. Zdarza się, że jutro jest publikacja, a ja jeszcze nie jestem przekonany. Gdyby móc się tak w oderwaniu zająć czymś innym, to ten proces decyzyjny tez byś się gdzieś tam rodził samoistnie. Kiedy nie myślę o pracy, przychodzi rozwiązanie, kiedy myję zęby. A tymczasem jest tak, że nie odrywam się, także myjąc zęby myślę, bo wiem, że mam mało czasu. Chciałbym mieć poczucie, że wychodzę na salę i mam przygotowane to wszystko. Mam orzecznictwo, znam komentarze, literaturę, wiem, jakie są poglądy i to mnie przekonuje, a tamto nie przekonuje. Tak jest rzadko, bo nie ma na to czasu. Jak jest trudna sprawa, to tak robię. Wymyślam sobie, że składam apelację. Badam, jakie argumenty można podnieść. Przerysowuję problem i konsultuję się z sędziami obok. Tam, gdzie są słabe punkty, stawiam ich w sytuacji konieczności ich obrony. Pytam też w rodzinie, żeby zobaczyć, co nieprawnicy powiedzą, czy protokolantka, która jest obok, co się jej wydaje. Nie po to, żeby się umocnić, ale po to, by się zweryfikować, zobaczyć problem z innej strony. To zresztą jest problem jednoosobowego orzekania, że mogą być błędy w percepcji”.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.