Publicystyka



Prosto z buszu: Afryka nad Wisłą

Andrzej Kowalski| GMO| Monsanto| pasze| soja| Stanisław Butra

włącz czytnik

Prof. dr, jak najbardziej habilitowany, Andrzej Kowalski stwierdził, że „nie ma naukowych publikacji, które jednoznacznie mówiłyby o szkodliwości stosowania organizmów genetycznie modyfikowanych.” Zdumiewające, skoro ja, kompletny ignorant, czytałem omówienia kilku publikacji naukowych stawiających jednoznacznie taką tezę. Do tej sprawy jeszcze wrócę. Dziwi mnie również fakt, iż dyrektor Instytutu przekonywał, że rezygnacja z GMO spowoduje wzrost kosztów produkcji drobiu, jaj i trzody, a także ograniczy eksport mięsa, nie poświęciwszy nawet słowa manipulacjom rynkiem żywnościowym. A jest on ustawiany nie gorzej niż „casino capitalism”, czy cena ropy naftowej. Szef głównego instytutu ekonomiczno-żywnościowego w Polsce mówi, mniejsza z tym, czy słusznie, o tym, jaka będzie krótkoterminowa konsekwencja zakazu korzystania w Polsce z pasz genetycznie modyfikowanych. Nie powiedział jednak niczego o tym, jaka będzie długoterminowa konsekwencja przejęcie rynku pasz w Polsce przez globalne koncerny, głównie Monsanto.

Od obu ekspertów, reprezentujących rząd i główny państwowy ośrodek badawczy, zajmujący się tą tematyką, senatorowie mieli prawo oczekiwać szerszego tła, przede wszystkim rzetelnej informacji o tym, jak sobie radzą z GMO inne kraje, kto miałby tę paszę do Polski wprowadzać i na jakich zasadach, jakie konsekwencje ponieśliby miejscowi producenci pasz naturalnych (wzbogaconych trującymi chemikaliami) i jak się ma taka decyzja do bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Jeśli przyjąć, że redakcja „portalspożywczy.pl” wiernie oddała przebieg obrad i w cytowanych wypowiedziach podała to, co było w nich najważniejsze, to aż dziw bierze, że nikt z senatorów nie zapytał o więcej.

Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne, to zarówno minister jak i dyrektor powinni wiedzieć, że rząd amerykański subsydiuje koncerny produkujące żywność. Dzięki tym subsydiom mogą one produkować żywność taniej niż indywidualni farmerzy w Stanach Zjednoczonych (podatki, jakie płacą farmerzy, idą w części na wspomniane subsydia dla gigantów - konkurentów). Jest to również żywność tańsza niż w krajach Trzeciego Świata. Efekt jest taki, że indywidualni rolnicy bankrutują w USA. Z każdym rokiem farmerów jest coraz mniej. Podobny proces ma miejsce np. w Afryce, gdzie państwa nie dotują producentów żywności. Taniej jest sprowadzić wyprodukowaną w państwie dotującym. Obszary rolnicze można przeznaczyć na wysypiska trujących śmieci, wyprodukowanych tam, gdzie dotują. Ten, kto eksportuje żywność do Afryki może w każdej chwili dostawę wstrzymać i spowodować śmierć milionów ludzi. Może zdarzyć się i tak, że żywności zabraknie na całym świecie i wówczas ci, którzy ją produkują, złamią wszelkie kontrakty, bo w pierwszej kolejności będą starali się zapobiec przed zamieszkami we własnym kraju. Oczywiście, dotyczy to w takim samym stopniu paszy dla zwierząt jak i dla ludzi. Rezygnowanie z produkcji własnej żywności i uzależnienie się od obcych dostaw to oczywiście znakomity przykład troski o bezpieczeństwo żywnościowe kraju. Na witrynie Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej znajduje się zestawienie obecnie realizowanych tematów badawczych rozbitych na zadania. Wśród zadań znaleźć można „Bezpieczeństwo żywnościowe Polski” realizowane przez prof. dr. hab. B. Gulbicką. Czy jest ono możliwe w sytuacji uzależnienia się od dobrej woli i polityki zagranicznego producenta pasz?

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.