Publicystyka



Wolność słowa, durniu!

"Rzeczpospolita"| Cezary Gmyz| dziennikarz| Jarosław Kaczyński| SDP| standardy informowania| The Economist| wolność słowa

włącz czytnik

Faktem jest, że te standardy informowania zawsze były różnie przestrzegane na różnych poziomach. W ostatnich latach, w większości krajów, łącznie z Polską, jest pod tym względem coraz gorzej. Dlaczego, to jest odrębny temat. Ogólnie, można stwierdzić, że trudna sytuacja finansowa wymusza oszczędności, a te odbijają się na jakości. Zawsze były różne standardy, a ”Rzeczpospolita” była traktowana jako jedna z nielicznych już gazet solidnych. W bulwarówce czołówka o trotylu i nitroglicerynie nie zrobiłaby takiego wrażenia, lecz w ”Rzepie” to co innego.

Walor, istotny dla mediów na każdym poziomie, to szybkość. Zadanie w  naszych szybkich czasach  nieproste, a dla gazet trudniejsze i chyba ważniejsze niż kiedykolwiek.

Sto lat temu gazeta była praktycznie jedynym środkiem masowego przekazu.  By przyśpieszyć rozpowszechnianie informacji, obok gazet porannych pojawiały się popołudniowe, wieczorne, czy późniejsze wydania porannych. Jeszcze kilkadziesiąt lat po wojnie wychodziły popołudniówki w Polsce. Radio, które zaczęło zdobywać popularność w latach trzydziestych okazało się szybsze, lecz nie zniszczyło prasy. Podobnie jak później telewizja. Oba te  media podają informację skrótowo, podczas gdy w gazetach może ona być bardziej kompletna, można do niech sięgać w dowolnej chwili i miejscu. A do tego w odchodzących już pokoleniach przemożne było przyzwyczajenie do papieru.

Bardzo istotne zmiany zachodzą, dosłownie, w ostatnich latach. Telewizje – jeszcze nawet analogowe – mają bieżące serwisy informacyjne, rozgłośni radiowych z ich serwisami są już dziesiątki i słucha się ich w samochodzie, a od niedawna w Polsce to sprzęt powszechnego użytku. Zalew wszelakiej informacji jest w setkach adresów internetowych.  Wszędzie przeważa informacja płytka i skrótowa, ale do takiej się odbiorcy przyzwyczajają. I nowość nad nowościami; wszystko to; słowo pisane, mówione, obrazy i filmy odbiera się już w telefonach. Zawsze i wszędzie. Wydawać się może, że gazety papierowe istnieją  jeszcze głównie siłą inercji.

Tradycyjne media, duże, zasobne, profesjonalne, trzymają się na tym rozproszonym rynku, bo są aparatami wyspecjalizowanymi w wyszukiwaniu, gromadzeniu i przetwarzaniu informacji, w stopniu niedostępnym dla wszelkiej drobnicy medialnej. Muszą się jednak dać zauważyć i wyróżnić w tym morzu informacyjnym. Nacisk wszelakiej konkurencji jest więc silniejszy niż w czasach kiedy walczyło na rynku tylko kilka solidnych gazet. Trzeba zdobyć coś nadzwyczajnego – hit, coś czego nie mają inni – exclusive, coś co wywoła wielkie zamieszanie, zmuszając inne media do powtórzenia i reakcji – scoop. (Nazwy podaję, by czytelnik wiedział o co chodzi kiedy je spotka.) Warunek, od którego zależą te wszystkie walory to szybkość. Znaleźć news i błyskawicznie opublikować zanim zrobią to konkurenci. A to sytuacja w której szybkość informacji nieraz  konkuruje z dokładnością, czy nawet z prawdą. Przy czym spóźnienie to porażka, a minięcie się z prawdą może być katastrofą.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.