Publicystyka



Wolność słowa, durniu!

"Rzeczpospolita"| Cezary Gmyz| dziennikarz| Jarosław Kaczyński| SDP| standardy informowania| The Economist| wolność słowa

włącz czytnik

W wielu przypadkach wystarczy budzące zaufanie nazwisko autora,. Jeśli jest pracownikiem gazety, to ona za niego ręczy. Jeśli jest to korespondencja z Moskwy, czy z Kuala Lumpur, to zaznaczenie tego wzmacnia zaufanie do tekstu. Są pisma, na przykład szacowny tygodnik ”The Economist”, gdzie dziennikarze nie podpisują tekstów. Ten tytuł starcza za rękojmię. Przy autorach z zewnątrz zazwyczaj umieszcza się notkę; kim jest, co robi, co osiągnął, by wzmocnić wiarygodność tekstu. Najczęściej; profesor taki a taki, były premier, czy laureat Nobla.

Kardynalną zasadą etyki dziennikarskiej, ujętą również w  ustawie, jest ochrona zewnętrznych źródeł informacji, jeśli to jest warunek jej uzyskania. Bez takiej ochrony wielu informacji dziennikarz by nie uzyskał, a informowanie społeczeństwa jest w demokracji na tyle ważną potrzebą, że trzeba się czasem godzić na ochronę informatora, nawet przed, zasłużoną skądinąd karą. Rzadkie wyjątki to sprawcy zabójstw czy przestępstw szczególnie niebezpiecznych dla państwa. Przeważnie jednak chodzi o ochronę przed konsekwencjami w pracy, sąsiedztwie, rodzinie, czy towarzystwie. Czasem o bezpieczeństwo informatora i jego bliskich. Na tę zasadę się powoływał Cezary Gmyz, twierdząc, że ma aż cztery źródła, które musi chronić przed konsekwencjami.

Czarna strona medalu

Stosowanie tej zasady jest trudne i może być niebezpieczne. Z dwóch powodów. Tajny informator nie odpowiada za informację, która nie musi być prawdziwa. Może konfabulować, podpuszczać gazetę, by załatwiać jakieś swoje porachunki. Tajna informacja może być – i bywa – manipulacją jakiejś instytucji czy firmy, która ma w  tym swoje cele, a takim celem może być, między innymi, narażenie i skompromitowanie gazety, czy jej dziennikarza. To pierwsze niebezpieczeństwo, a drugie jest jeszcze groźniejsze. To przecieki uzgadniane z redakcją, a za tym może się  kryć jej interes, szantaż albo korupcja. Gazeta akceptuje, to że jest sterowana, w zamian za uniknięcie czegoś złego, lub za różnorakie korzyści. Bywają to czasem atrakcyjne materiały prasowe podsuwane w charakterze pierwokupu, a publikowane jako osiągnięcie dziennikarstwa śledczego. Przed innymi fachowymi dziennikarzami trudno jest to ukryć na dłuższą metę, lecz jeszcze trudniej to udowodnić.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.