Publicystyka



Czego się Jaś nie nauczył…

Bolesław Chrobry| chrystianizacja| Chrzest Polski| Dobrawa| Jan XIII| Kadłubek| kronikarze| Mieszko I| Niemcy| Polanie| Wieleci

włącz czytnik

Jego najbardziej aktualną potrzebą było rozbicie koalicji czesko-wieleckiej, która akurat w tym czasie przeszkadzała mu w parciu na północ do ujścia Odry, co leżało w żywotnym interesie państwa. Małżeństwo z córką Bolesława Srogiego, osobą przedstawianą w czeskich kronikach jako „rozrywkową” nad możliwą do tolerowania miarę, ułatwiło mu realizację tego zamiaru. Bolesław zgodził się na małżeństwo, choć zięcia serdecznie nie cierpiał w zamian za pewne koncesje dotyczące Śląska, tradycyjnego obszaru sporów między Czechami a Polanami.

Czy Dobrawa odegrała więc jakąkolwiek rolę w przyjęciu chrześcijaństwa przez Mieszka? Oczywiście, choć nie taką, jaką się jej zwykle przypisuje.

Małżeństwo z Dobrawą skoligaciło Mieszka z jej siostrą – Mladą. Szwagierka będąca przeoryszą klasztoru benedyktynek w Pradze miała „wejścia” w Rzymie, a także u panów bawarskich i jako osoba wyjątkowo obrotna potrafiła wiele. Ponieważ najwyraźniej jej stosunek do Mieszka był zupełnie inny, niż jej ojca, była świetnym pośrednikiem przy realizacji jego zamierzeń.

Jak uzyskać zgodę na własne biskupstwo w świeżo ochrzczonym kraju? Była wprawdzie możliwość teoretyczna uzyskania od papieża tzw. egzempcji, ale jak skłonić następcę św. Piotra do takiej łaskawości wobec neofity?

Odpowiedź brzmi: poczekać na właściwy moment.

Wielu orientuje się, że papieżem, który przyjmował Polskę na łono Kościoła był Jan XIII. Nieco mniej osób zdaje sobie sprawę, że jako zakamieniały mordodzierżca został przez Rzymian wygnany z wiecznego miasta w grudniu 965 roku i powrócił doń dopiero w listopadzie 967. Czyli w czasie chrztu Mieszka był papieżem na wygnaniu, usilnie zabiegającym gdzie tylko się dało o pomoc w powrocie do Rzymu.

Czego potrzeba wygnańcowi? Zapewnienia bezpieczeństwa i pieniędzy. Wsparcia politycznego i pieniędzy. Życzliwego głosu w gronie książąt cesarstwa i pieniędzy.

Bogaty polański władca mający stosunki (jeszcze nawet jako poganin) w Niemczech, potrafiący je uruchomić w interesie potrzebującego Jana XIII, oferujący wpłacane bez pośrednictwa żadnych biskupów (a więc nie umniejszane) wprost do szkatuły papieskiej świętopietrze spadł papieżowi jak z nieba.

Czy komuś takiemu znajdujący się w podbramkowej sytuacji papież może odmówić takiego „drobiazgu” jak egzempcja?

Ot i cała tajemnica tego „cudu”. Pośredniczką była Mlada, to wiemy. Dla Dobrawy niewiele pozostaje miejsca w tej historii.

Dlaczego więc z takim uporem średniowieczne źródła, a i wielu piszących o tej sprawie współcześnie umniejsza rolę Mieszka, a wyolbrzymia rolę jego żony?

Dlaczego człowiek o wyjątkowo szerokich horyzontach i nieprzeciętnym talencie politycznym przedstawiany jest jako „dziki książę”, którego żona musiała uczyć, jak się chodzi na dwóch łapach?

Odpowiedź znajdziemy w kształcie i roli Kościoła w jego państwie. Może to zabrzmieć jak fantastyka, ale w kraju Mieszka Kościół nie posiadał żadnego majątku. Każdy krok, każde zamierzenie, każda inwestycja musiała być skonsultowana z księciem i zależała od jego szczodrości. Ten zaś akceptował te z nich, które łączyły się z inwestowaniem w rozwój kraju (a takie przecież były), mógł także zablokować każde, które w jakikolwiek sposób umniejszałyby jego władzę. Nadzorował chrystianizację kraju, czasem nawet surowo, ale było to w jego dobrze pojętym interesie biorąc pod uwagę ówczesne pojmowanie pochodzenia władzy świeckiej i wyznaczane przez religię stosunki między władcą a poddanymi.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.