Publicystyka



K. Mazur: Jarosław Kaczyński - ostatni rewolucjonista III RP

"Państwo i Prawo"| imposybilizm| Jacek Sokołowski| Jarosław Kaczyński| okrągły stół| pluralizm| PRL| Stanisław Ehrlich| Trybunał Konstytucyjny

włącz czytnik
K. Mazur: Jarosław Kaczyński - ostatni rewolucjonista III RP

Opadł już bitewny kurz. Jarosław Kaczyński dopiął swego. Kilkoma zaskakującymi ruchami doprowadził do wyraźnego ograniczenia roli Trybunału Konstytucyjnego. Pewnie mówienie o „zmianie Konstytucji bez zmiany Konstytucji” jest retoryczną przesadą, jednak bez wątpienia autorytet Trybunału został mocno osłabiony. W efekcie jego rola ustrojowa ulegnie redefinicji. To dobry moment, by na chwilę wyjść poza mętlik paragrafów i kruczków prawnych przysłaniających nam istotę tego sporu. Spróbujmy spojrzeć na „wojnę o Trybunał” z szerszej perspektywy, rekonstruując generalny stosunek prezesa PiS-u do państwa prawa.

Wcześniej musimy się jednak zgodzić, że w tak ważnej dla ustroju kwestii chodziło o coś więcej, niż tylko o spór ilu sędziów TK ma prawo wybrać obecna koalicja rządząca (pięciu, dwóch czy żadnego?). Naszej uwadze nie powinien umknąć niedostatecznie znany fakt, iż kadencja pięciu wybranych przez PO sędziów mijała: 6 listopada (trzem), 2 grudnia (jednemu) i 8 grudnia (jednemu). Wybory parlamentarne odbyły się przy tym 25 października. Wystarczyło zatem, by prezydent zwołał pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji na 3 listopada, a nie byłoby całego zamieszania. Jak słusznie zauważa dr Jacek Sokołowski, „okazałoby się wtedy – najprawdopodobniej – że cała piątka wybrana przez PO wybrana została wadliwie, bo kadencje ich poprzedników kończyły się 6 listopada, czyli – w tym hipotetycznym scenariuszu – już w kadencji nowego Sejmu”. PiS mógł zatem zdobyć wpływ na wybór 5 sędziów TK bez rozpoczynania wojny politycznej.

Dlaczego tak się nie stało? Oczywiście mógł zadecydować przypadek i chaos związany z konstruowaniem nowego rządu.

 

Równie prawdopodobna jest jednak teza, że Kaczyński celowo chciał pójść na konfrontacje z Trybunałem. Jego intencją było wykorzystanie nadarzającej się okazji, by uderzyć w symbol porządku prawnego III RP, który to porządek prezes PiS-u krytykuje od wielu lat.

 

Co jeszcze bardziej zaskakujące, genezę tego sporu odkryjemy już w latach 70., przyglądając się akademickim korzeniom Jarosława Kaczyńskiego.

Przeciwko prawniczemu dogmatyzmowi

Każda książka biograficzna na temat lidera PiS-u musi wspominać postać prof. Stanisława Ehrlicha. Jego seminarium stało się kluczowym wydarzeniem formacyjnym dla młodego Kaczyńskiego. Ehrlich był promotorem jego pracy magisterskiej, a następnie doktoratu. Miał w zwyczaju spotykać się ze swoimi seminarzystami również na stopie prywatnej, gdzie kwestie akademickie ustępowały dyskusjom politycznym. Te wielogodzinne spotkania, często mocno zakrapiane alkoholem, były na tyle ważne, że Kaczyński nazwie swojego promotora jednym ze swoich mistrzów, na równi z Józefem Piłsudskim. Trudno o większy dowód uznania w ustach osoby mającej ogromny szacunek dla Marszałka.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.