Publicystyka



Peryferyjność – wyzwanie czy fatum?

dialog społeczny| dryf rowojowy| Europa| Jobbik| klientelizm| Michał Boni| model polaryzacyjno-dyfuzyjny| państwo| peryferyjność| republikanizm| Robert Putnam| Smer| teoria rządzenia| Tomasz Zarycki

włącz czytnik

Można dziś wątpić, czy koreański pomysł „tworzenia narodu przede wszystkim przez strategię eksportową”[15] przyjąłby się nad Wisłą, Wełtawą czy Dunajem, ale jest zapewne bardziej pomysłowy niż wszystkie zapisy budowanych w cieniu strategii lizbońskiej dokumentów krajowych czy regionalnych. Strategia proeksportowa mobilizuje nie tylko środki, ale także energię i innowacyjność. Pozwala na analizę wyników nie poprzez całkowicie pozorowane wskaźniki „nauk o innowacyjności”, ale poprzez realną konkurencyjność wytwarzanych produktów. Pozwala też na powstrzymanie emigracji najzdolniejszych profesjonalistów i tworzy miejsca pracy wokół rodzimych, a zatem trudniejszych do przeniesienia w inne miejsce firm.

Drugim wątkiem strategii peryferyjnej mogłaby być mobilizacja pogrążonych dziś w marazmie miast prowincjonalnych. Wizja rozwoju opartego na jednym ośrodku miejskim, prowadzi zawsze do pogłębienia peryferyjnego statusu państwa, demobilizuje pozostałe aglomeracje, z których powoli wyparowuje „kapitał ludzki”, „kulturowy” i „ekonomiczny”, a pozostaje tylko ten „społeczny”, powiązany w kastowe oligarchie broniące resztek zasobów – zwykle związanych z sektorem publicznym i redystrybucją. Taki scenariusz sprawia, że zamiast podążać za ‘centrami wzrostu’ miasta te mogą stać się ośrodkami rozprzestrzeniającej się szeroko stagnacji. Za dobrym określeniem polityki rozwoju miejskiego mogłaby stanąć dostosowana do gęstej siatki rozwijających się ośrodków infrastruktura transportowa, dziś ewidentnie budowana przede wszystkim jako element „korytarzy tranzytowych”.

Trzeci element gry peryferyjnością polega na własnych zdolnościach monitorowania sytuacji i definiowania endogenicznych strategii. Dziś elity administracyjne i eksperckie wszystkich krajów peryferyjnych dały się sprowadzić do roli „tłumaczy” i „aplikatorów” koncepcji powstających w centrach rozwojowych. Te role stały się ważnymi wyznacznikami kariery i sposobu myślenia nie tylko pokolenia „transformacji”, ale także jego następców. Często z tą samą łatwością co „zachodni eksperci” z lat 90-tych, lekceważą oni lokalny kontekst – trudności z mobilizacją kapitału finansowego, brak zaufania jako fundamentu kapitału społecznego, inne nawyki instytucjonalne i odmienny sposób traktowania prawa (nie tylko przez obywateli, ale także przez instytucje stojące na jego straży) – i zapisują te same kuracje, coraz bardziej irytując się na wady społeczeństw, którym nie przynoszą one ulgi ani poprawy.

Nauki społeczne nie budują diagnoz rozmaitych aspektów lokalności i peryferyjności, ani nie śledzą strategii peryferyjnych obecnych w innych regionach świata. Najbardziej widomym znakiem „peryferyjnego” ich charakteru jest powielanie zachodnich stereotypów dotyczących ich własnych krajów. Dokumenty programowe i analizy społeczne budowane są wokół przestarzałych doktryn modernizacyjnych, traktujących to, co lokalne, religijne bądź tradycyjne jako naturalnego wroga nowoczesności. Nawet wtedy, gdy przykłady idące z krajów centrum przeczą od lat tak prostackim modelom.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.