TK



Na wokandzie: Pomyłka sądowa – polska perspektywa

afera Dreyfusa| Ewa Gruza| HFPC| Mark Godsey| niewinność| pomyłka sądowa| sprawa Gorgonowej| tymczasowe aresztowanie| Zdzisław Kegel

włącz czytnik

Biegli

Rozważając problem niesłusznych skazań nie sposób nie wspomnieć o opiniach biegłych – tym bardziej, że w 52 proc. amerykańskich spraw, w których doszło do pomyłki sądowej, dowód ten miał kluczowe znaczenie (por. ” Opinie biegłego w postępowaniu karnym” – www.innocenceproject.org).

Odnosząc się do polskiej perspektywy warto wspomnieć, że już w 1973 r. Stefan Kalinowski, Prokurator Generalny PRL, wskazywał na rosnącą, wręcz niepokojąco, rolę w postępowaniu sądowym dowodu z opinii biegłego (zob. S. Kalinowski „Opinie biegłego w postępowaniu karnym” – Warszawa 1973, str. 7). 20 lat później tezę o procesowej „fetyszyzacji” ekspertów sformułował prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Jerzy Biederman (J. Biederman, „Glosa do wyroku SN z 12 stycznia 2000 r. (IV KKN 269/99)” – Prokuratura i Prawo 2000, nr 11, str. 117). Te same obserwacje można poczynić i dziś.

W sprawach, które wpływają do Programu „Niewinność”, najczęściej pojawiają się opinie biegłych z zakresu psychologii. Ich zadaniem jest najczęściej analiza osobowości głównego świadka oskarżenia pod kątem jego rozwoju umysłowego, zdolności postrzegania lub odtwarzania przez niego spostrzeżeń. Często taka opinia jest kierunkowskazem dla organu procesowego, który opiera na niej uzasadnienie swojego orzeczenia. De facto to od opinii biegłego zależy, czy takiemu świadkowi sąd przyzna wiarygodność uznając, że nie ma on problemów ze zdolnością do postrzegania, zapamiętywania i odtwarzania spostrzeżeń.

Taka sytuacja miała miejsce w sprawie Krzysztofa S. W 2002 r. rozwiódł się on z żoną. Sąd postanowił nie orzekać o winie żadnego z małżonków. Opiekę nad dziećmi przyznał żonie, zaś Krzysztof S. zachował prawo do kontaktu z nimi. Kilka miesięcy później była żona oskarżyła S. o molestowanie seksualne małoletnich córek. Dzieci były przesłuchiwane w obecności biegłego z zakresu psychologii. Ekspert wydał opinię, w której stwierdził, że jedna z dziewczynek padła ofiarą molestowania seksualnego, a druga – przemocy fizycznej. W toku procesu jeszcze kilkukrotnie sąd wzywał biegłych, żaden z nich nie potwierdził jednak wcześniej postawionej tezy. W uzasadnieniu orzeczenia sąd w całości przyjął jednak za wiarygodną opinię pierwszego eksperta, odrzucając jednocześnie sprzeczne z nią opinie późniejsze. Uznał, że z opinią pierwszego biegłego korespondują zeznania byłej żony Krzysztofa S., a także jej ojca (choć oboje zostali skazani za składanie fałszywych zeznań w postępowaniu rozwodowym).

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


Konrad | 28-12-12 10:12
W artykule poruszone fundamentalne zagadnienia na których oparte jest funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Chodzi o prostą, ale podstawową sprawę - standard dowodów. I to jest problem który jak rak toczy nie tylko wymiar sprawiedliwości, ale przede wszystkim prokuraturę i służby policyjne. Również ważna jest kwestia odpowiedzialności zawodowej, która w przypadku prokuratury w praktyce nie istnieje. Dobrze by było, żeby z tym materiałem zapoznali się politycy i reformatorzy prawa karnego. Najwyższy czas ten wrzód przeciąć.

Kazimierz | 28-12-12 10:29
Panie Konradzie, próżne nadzieje - politycy nie czytają. To znaczy czytają, ale wyłącznie swoje własne wpisy na Twitterze, ewentualnie opinie o nich samych. Może to uogólnienie jest krzywdzące, al;e tylko niektórych. Większość polityków nie czyta materiałów źródłowych lub analitycznych. Nie wiem, czy dlatego, że taki jest ich (polityków) poziom, czy też stają się tacy, bo nie czytają.
Co do meritum - pełna zgoda. Szkoda, że politycy zlekceważyli wykład prof. Godseya w Trybunale Konstytucyjnym, chyba późną wiosną. Czasami żywe słowo - nawet w obcym języku - celniej trafia do świadomości, niż przekaz na piśmie. Wielka szkoda, że tamto wydarzenie przeszło bez echa. Nie było kamer, wozów transmisyjnych, sprawozdań prasowych. Media kręci coś innego, a politycy pędzą za mediami właśnie. Ciężka praca, jakiej wymaga zrozumienie tego, co porusza ten artykuł, a tym bardziej znalezienie lekarstwa na tego raka, jak Pan pisze, nie jest równie pociągająca jak skecze odgrywane w studio telewizyjnym przy kawie bądź herbacie. Dopóki politycy i reformatorzy nie zaczną kierować się bardziej instynktem państwowym i interesem obywatela, niż własnym wizerunkiem, dopóty takie artykuły będą próżnym wołaniem na puszczy.

Konrad | 28-12-12 10:45
Panie Kazimierzu, ma Pan rację, to są próżne nadzieje. Wszystko co Pan napisał, to niestety prawda.