Debaty



Elastyczność i bezpieczeństwo na poważnie

bezpieczeństwo zatrudnienia| flexicurity| globalizacja| ochrona miejsc pracy| prekariat| rozwarstwienie| rynek pracy| Strategia Lizbońska

włącz czytnik
Elastyczność i bezpieczeństwo na poważnie

Koncepcja flexicurity – połączenie angielskich słów flexibility (elastyczność) i security (bezpieczeństwo)  robi karierę. Wdrożona po raz pierwszy w latach 90. w Danii, gdzie doprowadziła do likwidacji bezrobocia, parę lat temu została wpisana przez Unię Europejską w Strategię Lizbońską. Stamtąd trafiła do Polski, gdzie jej głównym orędownikiem – oprócz administracji bezrefleksyjnie powtarzającej wszystkie nowe słowa, jakie pojawią się w unijnych dokumentach – stali się prywatni pracodawcy. Termin został rozpropagowany, ale koncepcja straciła swój sens, ponieważ motyw bezpieczeństwa zatrudnienia praktycznie znikł z opracowań. Trudno stwierdzić, czy stało się tak w wyniku braku zrozumienia źródeł duńskiego sukcesu, czy też z powodu celowej manipulacji – z punktu widzenia pracodawców, przynajmniej w krótkiej perspektywie czasowej, elastyczność zatrudniania i zwalniania jest ważniejsza niż to, co na jej temat myśli siła robocza. Jeśli jednak mamy flexicurity traktować poważnie, to trzeba wiedzieć, skąd się wzięła i co oznacza tam, gdzie jest rzeczywistością, a nie tylko modnym słowem.

Powodem, dla którego podjęto próbę pogodzenia elastyczności i bezpieczeństwa zatrudnienia, było uświadomienie sobie problemów wynikających z preferowania każdego z tych czynników oddzielnie. Rozwój technologiczny (upowszechnienie komputerów i umiejętność łączenia ich w sieć) oraz koniec zimnej wojny doprowadziły w latach 90. XX w. do zasadniczych zmian w społecznym podziale pracy. Fizyczne wytwarzanie dóbr przeniosło się do krajów o tańszej sile roboczej, z reguły postkomunistycznych (Chiny i Wietnam przychodzą na myśl w pierwszej kolejności, ale z zachodnioeuropejskiej perspektywy Rumunia i Polska spełniały dokładnie taką samą rolę), a jego miejsce w strukturze zatrudniania krajów wysoko rozwiniętych zajęły różnego rodzaju usługi – od prostej i słabo opłacanej dystrybucji importowanych towarów, po dość skomplikowane i przynoszące większy dochód projektowanie tego, co ma zostać wyprodukowane na drugim końcu świata. Równocześnie rzesze pracowników biurowych – zatrudnionych w bankach, firmach ubezpieczeniowych i tym podobnych – podzieliły los XVIII-wiecznych tkaczy: okazało się, że maszyna (w tym przypadku system komputerowy) potrafi zrobić to samo, co oni, tylko że taniej, szybciej i lepiej.

Nowa sytuacja rychło zaowocowała zmianą zachowania. Wyborcy zaczęli domagać się od państwa, by zwiększyło ochronę miejsc pracy: to, że skomputeryzowana firma ubezpieczeniowa przestała potrzebować tysięcy księgowych, rewidentów i kontrolerów – mówili – nie jest przecież wystarczającym powodem, by wszystkich ich zwolnić! Równolegle, nie wiedząc, do jakiego stopnia skuteczny okaże się polityczny nacisk, ci sami wyborcy zaczęli tak planować własne kariery, by zapewnić sobie długoterminowe bezpieczeństwo. Globalna konkurencja sprawiła, że nawet przejęcie rodzinnej firmy przestano uważać za bezpieczną życiową strategię. Bycie policjantem lub urzędnikiem państwowym stało się zaś atrakcyjną perspektywą również dla osób, które dawniej realizowałyby swój potencjał w bardziej produktywny sposób. Zwracając się ku sektorowi publicznemu, przestraszona wizją utraty stabilności burżuazja wkroczyła na teren używany dawniej do społecznego awansu przez grupy położone niżej w hierarchii. Kanały mobilności zostały zablokowane, co w krajach bogatych zaowocowało równaniem „globalizacja = rozwarstwienie”.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.