Debaty



Zwodnicze uroki pokusy karania hate speech

demokracja| hate speech| hejterzy| Internet| media| mowa nienawiści| naruszenie uczuć religijnych| premoderacja treści| tabloidy| wolność słowa| zniewaga

włącz czytnik

Delikty słowa z natury rzeczy mają charakter nieostry. Wyznaczniki ich granic są płynne, ocenne, a często wymagają oceny intencji sprawcy (przestępstwa z nienawiści). Kodeks karny ustawia tu jednak wysoką pod względem ideowym i politycznym poprzeczkę, nie dopuszczając do zbyt łatwego uznawania wypowiedzi za hate speech. Internet sprzyja anonimowości, a to ułatwia życie posługującym się „złym słowem“. Prokuraturze czasem brak dostatecznej wrażliwości i umiejętności odróżnienia krytyki, karykatury czy satyry od klasycznej hate speech. Czasem tego odróżnienia nie umie czytelnie przedstawić. Czasem nie chce się angażować tam, gdzie sukces jest wątpliwy, a krytyka polityczna czy ideowa dyskredytacja – gwarantowane. Internet – ze swym ogromnym zasięgiem, sprawnością (jako środek komunikacji), trudno przełamywalną dla korzystających z anonimowości – ułatwia swawolę słowną i brutalizuje język. Ponadto istnieją czysto techniczne trudności w identyfikacji sprawcy przez poszkodowanego, co utrudnia sytuację zwłaszcza oskarżycielowi prywatnemu i poszkodowanemu cywilnie. Dlatego w dobie Internetu trudno jest lansować myśl o wyższości (dla poszkodowanych) drogi oskarżenia prywatnego i drogi cywilnej. I to właśnie jest przyczyną tak chętnego nawoływania do ścigania z urzędu wszelkich naruszeń prawa w Internecie. A także żądania cenzury prewencyjnej. Bo premoderacja forów, mimo zgrabniejszej nazwy, nie jest niczym innym jak właśnie cenzurą! I to o tyle jadowitą, że sprawowaną przez władzę gospodarczą, a nie przez organy państwa, których legitymizacja do ograniczania jednostek jest jednak, co do zasady, lepiej prawnie umocowana.

No i najważniejsze: wszędzie, gdzie chodzi o delikty słowa, nadmierna restryktywność wywołuje tzw. efekt mrożący – skłania do milczenia „na zapas” i to nawet wtedy, gdy to milczenie bynajmniej nie jest pożądane. Bo osłabia i hamuje debatę w sprawach publicznych, bez której nie ma demokratycznego społeczeństwa. „Spokój cmentarzyska” (to Schiller i jego Don Carlos) można wszak osiągnąć nie tylko dzięki cenzurze, ale i przez dobrowolną autocenzurę. Im bardziej oportunistyczne społeczeństwo, im mniej pewni siebie i swego métier słudzy sprawiedliwości, im słabiej wychodzi im uzasadnianie (na piśmie!) własnego poglądu (a to – niestety – cechy powszechnie u nas spotykane), tym o ten efekt mrożący łatwiej. „Na tle apelu, jeżeli powstanie wątpliwość, czy wypowiedź komentatora nie narusza któregokolwiek przepisu, polski moderator zachowa się rozsądnie, gdy postąpi bezpiecznie i energooszczędnie – czyli nic nie zrobi. Komentarz się nie ukaże, moderator uniknie ryzyka“ – ostrzega przed konsekwencjami premoderacji przeciwnik apelu F. Wejman, obawiający się perwersyjnego uroku „potencjalizacji karania“.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.