Publicystyka



Peryferyjność – wyzwanie czy fatum?

dialog społeczny| dryf rowojowy| Europa| Jobbik| klientelizm| Michał Boni| model polaryzacyjno-dyfuzyjny| państwo| peryferyjność| republikanizm| Robert Putnam| Smer| teoria rządzenia| Tomasz Zarycki

włącz czytnik

Raport ten był próbą sformułowania wyzwań, które można by umieścić w centrum uwagi rządzących: obok ogólnoeuropejskiego i stanowiącego podstawę strategii lizbońskiej „wzrostu konkurencyjności gospodarki”, dostrzegał konieczność reakcji na sytuację demograficzną i jej skutki na rynku pracy oraz na problemy energetyczne. Paradoksalnie – to samo, tylko w nieco bardziej dramatyczny sposób, mówiła główna partia opozycyjna – PiS. Różnice dotyczyły jedynie przerysowanego w strategii Boniego, a potem już poważnie złagodzonego „modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego”, postulującego koncentrację procesów rozwoju w największych polskich miastach. Już w kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego Platforma Obywatelska zadeklarowała zrozumienie dla bronionego przez PiS modelu zrównoważonego rozwoju.

Nie zmienia to faktu, że ‘dryf rozwojowy’ stał się stałym elementem poważnych diagnoz, formułowanych także przez ekspertów dalekich od PiS-owskiego krytycyzmu[3]. Coraz częściej też można usłyszeć, że zjawisko dryfu rozwojowego jest w znacznej mierze skutkiem nieadekwatności strategii, jaką posługują się politycy i instytucje publiczne do sytuacji, w jakiej znajduje się polskie państwo i polska gospodarka. A jest to sytuacja państwa „pół-peryferyjnego”. Funkcjonującego w ramach konstrukcji międzynarodowej, która nadal ma dużo do powiedzenia w sprawach politycznych i ekonomicznych, ale mającego w tej konstrukcji znaczenie – w obu tych wymiarach – drugorzędne. Polska nie tylko nie należy do sfery Euro, ale nie ma też takiej waluty jak brytyjski funt. Nie tylko nie ma własnych silnych banków, ale nie ma również rozpoznawanych w globalnej gospodarce marek. Kluczowy test – jakim jest pozycja wyższych uczelni – przechodzi gorzej niż większość małych państw Unii. Dryf rozwojowy musi przydarzyć się państwu, które te podstawowe fakty ignoruje. Które kształtuje politykę abstrahującą od swojego zasadniczego statusu.

Peryferyjność jako wstyd

Peryferyjność nie jest przy tym sprawą, o której politycy chcieliby poważnie rozmawiać. Premier Donald Tusk mówił w swoim drugim exposé w listopadzie 2011 r.:

 

„w tej dzisiejszej debacie europejskiej, o przyszłości Unii Europejskiej, nie ma moim zdaniem dylematu politycznego, czy być w centrum Europy, czy być na jej peryferiach. To jest dylemat politycznych analfabetów. Prawdziwym dylematem dla Polski jest to, jak być w centrum Europy, jak być realnym, głównym graczem na scenie europejskiej, a nie to, jak z powodu kryzysu znaleźć się na marginesie, na peryferiach albo poza Unią Europejską”[4].

 

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.