Publicystyka



Potop luksemburski

faktura| handel długami| nakaz zapłaty| postępowanie upominawcze

włącz czytnik

Wątpliwości co do okoliczności przytaczanych w takich pozwach mają także inne źródło. Otóż doświadczenie uczy, że jeśli powodowie powołują się na to, że dochodzona należność wynika z faktury nr 134251/2002 to często oznacza to tylko tyle, że taki numer faktury podano w załączniku do umowy przelewu wierzytelności, natomiast samej faktury nigdy na oczy nie widzieli i w zasadzie nie obchodzi ich, co tam napisano. O czym świadczy chociażby to, że wezwani do przedłożenia faktury, na którą się powołują (bo na przykład zażądał tego pozwany) oświadczają, że wnoszą, żeby sąd zobowiązał  do jej przedstawienia tego, co sprzedał im ten dług, bo to on ją ma. A to daje czasami bardzo interesujące wyniki...

Na przykład w jednym przypadku okazało się, że faktura owszem istnieje, ale jest wystawiona nie na pana Henryka, tylko na panią Henrykę, a w innym okazało się, że na fakturze widnieje kwota 120,69 zł, a nie 1.120,69 zł, jak to zapisano w "załączniku". I jak tu przyjmować za wiarygodne twierdzenia oparte o takie "załączniki do umowy przelewu"? Jak tu wydać zgodnie z własnym sumieniem nakaz zapłaty?

Zaraz podniosą się głosy, że ja coś tutaj wybrzydzam, bo większość sądów takie nakazy wydaje i problemów nie robi. I będzie to prawda, bo niestety faktycznie tak jest. Ale bynajmniej nie jest to spowodowane tym, że w większość sądów nie ma wątpliwości, co do okoliczności przytaczanych w pozwach. Równie często, jeśli nie częściej jest to po prostu wybór mniejszego zła, bo przy ilości pozwów składanych jednorazowo przez takich "seryjnych" powodów (a może to być nawet kilka tysięcy sztuk w ciągu miesiąca) skierowanie ich wszystkich zgodnie z procedurą do rozpoznania na rozprawie skutkowałoby całkowitą blokadą sądu.Weźmy te pięćset pozwów, od których cała historia się zaczęła. A raczej tysiąc, bo zapowiedziano,  że w przyszłym tygodniu dostaniemy drugą porcję. Podzielmy je pomiędzy siedmiu sędziów, którzy mają je rozpoznać, a dowiemy się, że na każdego z nich przypadnie po jakieś 140 spraw. Gdyby te 140 spraw wyznaczyć na rozprawy, to zajmą one jakieś 12-14 dni. A że miesięcznie jeden sędzia prowadzi 7-8 rozpraw to okres oczekiwania na kolejne rozprawy w toczących się już sprawach także wydłuży się o jakieś dwa miesiące, bo pierwszy wolny termin przypadnie właśnie owe dwa miesiące później. A jeżeli w kolejnym miesiącu wpłynie następnych 1.000 pozwów (co się zdarzało) to dojdą do tego kolejne dwa miesiące i tak dalej, i tak dalej. Aż w pewnym momencie sędziowie miesiącami nie będą robić nic, tylko wydawać wyroki (i to głównie zaoczne) w sprawach rzeczonego seryjnego powoda. A inne sprawy? A inne sprawy będą czekać...

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.