Publicystyka



Dług, czyli co?

dług| firma windykacyjna| fundusz sekurytyzacyjny| Trybunał Konstytucyjny| windykacja

włącz czytnik
Dług, czyli co?

Pewnego razu dostałem do rozpoznania sprawę, w której wniesiony został sprzeciw od nakazu zapłaty. Była to jedna z tych seryjnych spraw toczących się z powództwa któregoś z funduszy sekurytyzacyjnych, czyli czegoś w rodzaju nowego wcielenia firm windykacyjnych. Sam pozew był standardowy - firma kupiła pakiet długów od któregoś z operatorów komórkowych, wśród nich był także dług tego konkretnego człowieka, więc domaga się teraz zasądzenia kwoty 1.382,76 zł wraz z dalszymi odsetkami od daty wniesienia pozwu do dnia zapłaty. W zasadzie nic ciekawego. Zwykle w takich sprawach sprzeciw ogranicza się do zarzutu przedawnienia (zazwyczaj słusznego), albo też jest w zasadzie tylko pokorną prośbą o umorzenie (czy częściej o "umożenie") tego długu, bo pozwany nie jest w stanie go spłacić. Ale nie tym razem - tym razem pozwany zaatakował nakaz z zupełnie innej strony... a zgłaszane przez niego zarzuty naprawdę dały mi do myślenia...

Otóż pozwany wcale nie zaprzeczał temu, że jest dłużny pieniądze, deklarował nawet, że jest gotów zapłacić wszystko co do grosza, stwierdził natomiast, że nie jest pewny, że faktycznie jest winien aż tyle, ile powód żąda. Wśród załączników do sprzeciwu znalazło się kilka wezwań do zapłaty tego konkretnego długu pochodzące od różnych firm sekukuwindykacyjnych, dowody wpłaty różnych kwot, a także jakieś pismo informujące go, że nie ma żadnego zadłużenia. Po przejrzeniu tych dokumentów trudno się mu było dziwić, że nie wie, ile ma płacić, bo dokonane wpłaty wydawały się nie mieć żadnego wpływu na wysokość długu, o którym go informowano, a i same wezwania do zapłaty wymieniały chyba jakieś przypadkowe kwoty. Trudno jest bowiem uwierzyć, że dług w ciągu 3 miesięcy urósł nagle o 30% po czym natychmiast po przejęciu sprawy przez kolejnego "windykatora" spadł o 10%. Pozostało zatem liczyć na to, że powód, po otrzymaniu sprzeciwu nam wszystko wyjaśni. W końcu zgodnie z zasadą, że dowody przedstawia ten, kto coś twierdzi, to na nim spoczywał obowiązek udowodnienia, że pozwany ma mu taką a nie inną kwotę zapłacić.

Niestety, jak się okazało, pełnomocnik powoda postąpił w sposób standardowy w sprawach tego rodzaju. Przysłał standardowe pismo, ze standardowym uzasadnieniem, w którym przedstawił standardową argumentację. Otóż stwierdził, że wysokość długu wynika z przedłożonego wyciągu z ksiąg rachunkowych funduszu sekurytyzacyjnego, który zgodnie z ustawa o funduszach inwestycyjnych ma moc dokumentu urzędowego. Z tego wywiódł, że nie ma potrzeby przedstawiania jakichkolwiek dalszych dowodów i to pozwany powinien udowodnić "fakt niweczący" to znaczy, że dług spłacił. Natomiast na wypadek, gdyby Sądowi to tłumaczenie nie wystarczyło zgłosił wniosek o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego, który uda się do siedziby powoda, i na podstawie zgromadzonej tam dokumentacji ustali czy dług w takiej kwocie istnieje.

Poprzednia 123 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.