Świat
Ukraina: analogie i ich brak, czyli czarno to widzę
Chiny| Deng Xiaoping| Jan Józef Lipski| Lech Wałęsa| Putin| Rosja| Solidarność| Tienanmen| Ukraina| Wiktor Janukowycz| WZZ
włącz czytnikWydarzenie na Ukrainie budzą w Polsce silne emocje oraz najazd na różne telewizje stada komentatorów, nie zawsze kompetentnych. Pozwólcie Państwo, że przedstawię swój pogląd wyniesiony z doświadczeń ponad 20 lat (moich) zmagań z komuną oraz z bezpośredniej obserwacji paru burzliwych ludowych zrywów w różnych krajach.
Zacznijmy od pewnej niepokojącej analogii do przebiegu wydarzenia, które miałem okazję oglądać w 1989 roku w Pekinie, czyli tzw. „wydarzeń na Tiananmen", a naprawdę w całym mieście. Oczywiście jest wiele różnic, ale analogia to nie identyczność, lecz podobieństwo pewnych elementów.
Strajki studenckie, później ludowe, na placu Bramy Niebiańskiego Spokoju, czyli Tiananmen, rozpoczęły się w połowie kwietnia 1989 roku, a zakończyły w początku czerwca tego samego roku. I tu analogia pierwsza: bunt polegał na okupacji przez słabo zorganizowany tłum największego placu w centrum miasta i znacznie skromniejszych demonstracjach w wielu innych miastach. Podobnie jak obecnie w Kijowie polegał on głównie na wiecowaniu i miał bardzo słabe, niewiele mogące kierownictwo (troje studentów: Wuer Kaixi, Wang Dan i Chai Ling).
Dlaczego ten strajk trwał tak długo? Bo prezydent ChRL, Deng Xiaoping, musiał przeczekać bardzo ważną dla niego wizytę Gorbaczowa i nie mógł uderzyć wcześniej. Wizyta Gorbaczowa była naprawdę ważna, bo było to zakończenie wieloletniej wrogości ChRL i ZSRR, odziedziczonej po ostatnich latach rządów Mao Zedonga. Gdy Gorbaczow wyjechał, czas był potrzebny już tylko do tego, by ściągnąć 38 i 27 armię do Pekinu. Ta ostanie zajęta była masakrowaniem tybetańskiej stolicy Lhasy i musiała tego dzieła najpierw dokończyć. Chińskie armie to odpowiednik naszych brygad, te dwie armie to nawet nie jeden nasz korpus, tylko mniej. 38 armia otoczyła miasto, a 27 armia zaatakowała w nocy z 3 na 4 czerwca, zabijając w ciągu kilku godzin ok. 7 tysięcy ludzi i raniąc ok. 30 tysięcy. Dogasające, chaotyczne walki trwały jeszcze 5 dni, ale już niczego nie mogły zmienić.
A wcześniej trwało chaotyczne działanie ni tak, ni siak. Wang Dan spotykał się nawet z Dengiem i nawet coś tam rozmawiali, a wojskowi opracowywali strategię operacji, która, co trzeba przyznać, była starannie przemyślana we wszystkich szczegółach, łącznie z późniejszą strategią zakłamywania jej przebiegu, na co większość zachodnich mediów znakomicie się nabrała.
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.
Artykuły powiązane
Po wyborach Ukrainę czeka burzliwy okres
Ukraina: Sąd Konstytucyjny uznał konstytucyjność dożywotniego urzędu sędziego
Kijów między Moskwą i Europą
Pollack: Europa potrzebuje wyobraźni
Ukraina: zmiany w Sądzie Konstytucyjnym
Kryzys ukraiński i my - pierwsze wnioski
Sąd Konstytucyjny Rosji o Sądzie Konstytucyjnym Ukrainy
Lubowski: To się prędko nie skończy
Dziękuję ci Polsko!
Czy Organizacja Narodów Zjednoczonych niczego nie może zrobić w sprawie Ukrainy?
Julia Łatynina: Notatki z pola nie-walki
Ukraina-Rosja: Jaka jest to wojna?
Rosja – Ukraina: scenariusze rozwoju konfliktu
Ukraina: Rok po rewolucji godności
Załączniki
Komentarze
Polecane
-
Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Andrzej Rzepliński -
Kaczorowski: Mitteleuropa po triumfie Trumpa
Aleksander Kaczorowski -
Piotrowski: Trybunał Konstytucyjny na straży wolnych wyborów i podstaw demokracji
Ryszard Piotrowski -
Prawnicy wobec sytuacji Trybunału Konstytucyjnego, badania i ankieta
Kamil Stępniak -
Skotnicka-Illasiewicz: Młodzież wobec Unii w niespokojnych czasach
Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz
Najczęściej czytane
-
O naszym sądownictwie
Jan Cipiur -
Przepraszam, to niemal oszustwo
Stefan Bratkowski -
iACTA alea est
Magdalena Jungnikiel -
TK oddalił wniosek Lecha Kaczyńskiego dotyczący obywatelstwa polskiego
Redakcja -
Adwokat o reformie wymiaru sprawiedliwości
Rafał Dębowski
Analogię widze w zupełnie płaszczyźnie... Czytając niektóre z polskich relacji nt "nacjonalistów i banderowców na Majdanie", którzy jakoby stanowią zagrożenie dla świata (i podobno Polski) jako żywo przypomina mi sie propaganda sowieckia z tamtych czasów, np podczas "karnawału solidarności". Pojawiał się wówczas w środowiskach dzaiłaczy Solidarności dziennikarz sowiecki niejaki Jurij Andronow, zaprzyjaźniał się ludźmi , słuchał uważnie, wydawało siuę że wiele z naszych ówczesnych celów rozumie.., a bardzo nam zależało żeby dodatkowo nie robić sobie wrogów w ZSRR Ale jakie było zaskoczenie gdy po kilku dniach "prawdy" Andronowa wracały jak rykoszetem odbite, jako relacje prasowe z Rosji, bardzo podobne do niekórych relacji, co gorzej wyrobionych polskich dziennikarzy z Majdamu... Andronow opisywał nas jako nacjonalistów polskich,+ faszystów, korzystających z pomocy odwetowców zachodnioniemieckich o mackach CIA nie wspominając. Natychmiast odzywały się różne sowieckie autorytety mówiące o polskich zagrożeniu... Podobnie dziś mamy z naszymi "autorytetami " (ks. Isakowicz-Zalewski, Waldemar łysiak i paru innych), które ostrzegają przed UPA, która z Majdanu w Kijowie natychmiast ruszy odbierać nam Przemyśl i coś tam jeszcze. Ostrzegają, że Oleg Tiahnybok, niczem w 1943 roku na Wołyniu Stepan Bandera (który siedział w w tym czasie w izolacji w KL Sachsenhausen) urządzi nam drugi Wołyń... Analogie absurdów są ponadczasowe... Autorzy tych bredni, jak słąwetny dziennikarz radziecki, niczego nie rozumieją, są ignorantami często nie mający pojęcia o dzisiejszej Ukrainie...