TK



Eurosceptycyzm - wróg, czy odbicie w krzywym zwierciadle polityki i nauki

Artur Wołek| Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy| eurosceptycyzm| Herman Van Rompuy| Parlament Europejski| torysi| UE| wspólnota polityczna

włącz czytnik

Sensowną kwestią, w której miesza się argumentacja naukowa z praktyczną, jest oczywiście na ile takie stanowisko jest nie tylko dobrze uargumentowane, ale i możliwe do utrzymania w dłuższym okresie czasu. Pierwszy wymiar takiej dyskusji to kwestia owego proeuropejskiego stanowiska. Integracja europejska nie tylko z aktualnego, ale i historycznego punktu widzenia jest projektem, w którym mieszają się elementy ponadnarodowe i międzyrządowe. O ile na przykład pierwszych dziesięć lat po powstaniu Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali było okresem, w którym tempo integracji wyznaczały instytucje ponadnarodowe w rodzaju Komisji, to już druga połowa lat 60-tych i całe lata 70-te XX w. były fazą, w której batutę przejęły kraje członkowskie, szczególnie Rada. Założenie, że jedynym i wyłącznym koniem pociągowym rozwoju integracji europejskiej było zawsze tylko i wyłącznie podejście ponadnarodowe ignoruje rozwój historyczny. Istotną przyczyną sukcesu i działania projektu integracyjnego jest sama konstrukcja mechanizmu podejmowania decyzji, który równoważąc interesy ponadnarodowe i narodowe umożliwia samo istnienie UE. Nie da się chyba wyobrazić sobie przetrwania UE bez jakiejś płaszczyzny dla wyrażania interesów narodowych, gdyż tak wykoncypowane rządzenie byłoby nie do przyjęcia i to nie tylko dla elit państw narodowych. I odwrotnie, organizacja czysto międzyrządowa nie osiągnęłaby na kontynencie europejskim nawet jednego procenta sukcesów UE.

Drugi przedmiot sporu dotyczy charakteru UE jako zorganizowanej wspólnoty politycznej. Założenie czynione nie wprost a mówiące, że UE zmierza w kierunku powstania jakiejś quasi-państwowej formy o liberalno-demokratycznym charakterze, która zastąpi poszczególne państwa Narodowe, nie ma żadnego oparcia w jakiejś argumentacji. Co więcej, nie mówimy w tym przypadku o czymś historycznie danym, zdeterminowanym, a specjaliści polemikę na temat możliwości zaklasyfikowania UE prowadzą już od wielu lat. Jej jedynym rezultatem jest dość banalna zgoda, że UE możemy nazwać tworem „sui generis”, ale już bez sukcesów w ustaleniu, co konkretnie z takiej klasyfikacji wynika. Próby zaliczenia UE do federacji czy konfederacji bywają kwestionowane, z kategorii stworzonych specjalnie na użytek UE w rodzaju kondominium, unia państw, czy państwo regulacyjne nic zasadniczego nie wynika. Częściowo z powodu celu, w jakim zostały wymyślone, zbliżają się one do pustego terminu „sui generis“, częściowo dlatego, że nie są zdolne do wytworzenia jakichkolwiek sensownych kryteriów i standardów, według których Unia mogłaby być oceniana.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.