Publicystyka



Dług, czyli co?

dług| firma windykacyjna| fundusz sekurytyzacyjny| Trybunał Konstytucyjny| windykacja

włącz czytnik

No cóż. Najwidoczniej pełnomocnik powoda nie zauważył, że Sąd Najwyższy już jakiś czas temu raczył stwierdzić, że rzeczone wyciągi z ksiąg funduszu sekurytyzacyjnego są dowodem tylko tego, że w tych księgach coś napisano. A to że coś zapisano w księdze nie oznacza, że jest to prawda. Sąd Najwyższy wprost stwierdził więc, że rzeczone wyciągi nie stanowią ani dowodu istnienia ani dowodu wysokości zobowiązania, ani nawet dowodu tego, że wierzytelność została skutecznie nabyta. To zaś oznacza, że wartość dowodowa takiego dokumentu w postępowaniu cywilnym jest równa mocy jednostronnego pisemnego oświadczenia co do jakiegoś faktu... a zatem praktycznie żadna. Pan mecenas nie zauważył chyba także, że Trybunał Konstytucyjny był uprzejmy uznać przepis przewidujący "moc dokumentu urzędowego" wyciągów z ksiąg funduszy sekurytyzacyjnych za niezgodny z Konstytucją RP, w zakresie, w jakim dotyczy praw i obowiązków konsumentów, więc całą swą argumentację opiera na nieobowiązującym przepisie. Natomiast co do złożenia wniosku "dowodowego" by Sąd przysłał biegłego, który poszuka w siedzibie powoda dowodów na to, że pieniądze się powodowi należą powstrzymam się od dalszych komentarzy, bo obawiam się, że nie ma w języku ludzi kulturalnych słów, którymi można by należycie określić takie postępowanie. Przejdę więc od razu do końca tej historii, a skończyła się ona wyrokiem oddalającym z hukiem całe powództwo jako nie udowodnione co do wysokości. Bo jeżeli powód nie wie, czego żąda, to i tym bardziej sąd nie może wiedzieć, czy to mu się należy.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.