Publicystyka



Skąd wzięliśmy nasz ustrój?

Józef Buzek| Józef Piłsudski| Kazimierz Kumaniecki| Konstytucja 3 maja| Konstytucja Marcowa| Przerwa Tetmajer| Stefan Bratkowski| Thiers| Władysław Grabski

włącz czytnik

Prawica nie umiała nawet wykorzystać przewagi. Dwa ugrupowania monarchistyczne nie mogły dogadać się z bonapartystami, którzy zorganizowali wręcz "komitet na rzecz odwołania się do ludu" (to lud w swoim czasie przegłosował pełnię władzy dla Napoleona III); lewa strona była zresztą równie podzielona i skłócona. Monarchistów pogrążył jeden z ich kandydatów. "Henryk V" wedle ich nomenklatury, hrabia de Chambord, nie godził się na trójbarwny sztandar Francji, bo oznaczał on dlań "symbol rewolucji". Gotów był objąć tron tylko z białym sztandarem, który "otrzymał jako świętą spuściznę po starym królu, swym przodku, zmarłym na wygnaniu". Udowodnił tym samym, że się niczego nie nauczył. Odpadł. W rezultacie po paru latach najrozmaitszych, przedziwnych komeraży, których nigdy nie sportretował żaden "Skandal w Clochemerle", Francja została ostatecznie republiką - niemal przypadkiem, przewagą jednego głosu! 30 stycznia 1875 r. tak przegłosowano poprawkę Henri Wallona, która szefowi władzy wykonawczej nadawała tytuł "prezydenta republiki"; tym samym Francja pozostała republiką.

Nie było żadnej konstytucji

Utarło się mówić o "konstytucji roku 1875" (także w polskich dyskusjach konstytucyjnych). W rzeczywistości nie uchwalono wtedy jakiejś jednej konstytucji, która by przypominała dawne konstytucje francuskie z lat Wielkiej Rewolucji Francuskiej czy te z 1800 r. lub roku 1848. "Wszystkie dotychczasowe konstytucje francuskie były ułożone metodycznie, skonstruowane logicznie, podzielone na części (tytuły, rozdziały, artykuły) wedle pewnej ogólnej zasady" - to cytat z "Demokracji francuskiej" z 1947 r. Konstantego Grzybowskiego. Tym razem legislatorom francuskim zabrakło takich ambicji. Uchwalono trzy ustawy konstytucyjne, dwie z końca lutego o organizacji senatu i organizacji władz publicznych, trzecią, 16 lipca, o stosunkach między władzami publicznymi, oraz dwie ustawy "organiczne", 2 sierpnia o wyborach do senatu i 30 lipca o wyborach deputowanych (do izby niższej parlamentu). Tematy się powtarzały, porządek artykułów robił wrażenie zgoła przypadkowego (jak w Konstytucji 1997 r.). Artykuły te nie zawierały niczego w rodzaju Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, nie mówiły nic o źródłach władzy w państwie, a już w ogóle nie regulowały problemów sądownictwa! Ba, nawet republikańską formę rządów definiowały jedynie pośrednio, poprzez... tytuł głowy państwa. Dla poprawnej zaś interpretacji tego bałaganu należało sięgać do ustaw z lat 1871 i 1873, określających władzę Thiersa. Potem w roku 1884 dokonano niewielkich zmian (znikli senatorowie dożywotni) i cały ten chory z gruntu system przetrwał do roku 1940. W tym systemie tylko do pierwszej wojny światowej, czyli od 1875 do 1914 r., Francja miała 52 rządy! Potem, po pierwszej wojnie światowej, prawie drugie tyle.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


justin | 08-01-14 11:43
"Naśladując Konstytucję Marcową, miast podjąć tradycję Konstytucji 3 Maja, wszczepiliśmy odrodzonej państwowości te same choroby niemocy i korupcji, które dręczyły Francję lat 1875-1940 i Polskę lat 1921-1926 - za to z kosztami zbędnych powszechnych wyborów prezydenta bez władzy. Proponowałbym dlatego przygotować intelektualny zamach stanu - podejmując dyskusję nad tym, co dręczy i ośmiesza nasze państwo dzisiaj.
Stefan Bratkowski"
"Intelektualny zamach stanu" w zasadzie już się odbył, bo kiełkuje świadomość w
NARODACH , że zgodnie z konstytucją demokratyczną obywatel musi sprawować swą władze w państwie BEZPOŚREDNIO - to znaczy nie przez przedstawicieli władzy w silnie zrzeszonych partiach, które są - tylko amatorami władzy sprawującymi - władzę narodu. Naród może więc sobie tylko pomarzyć o swojej władzy i o tym sądzę zaznaczył prezydent Komorowski w orędzie - mówiąc - "W Polsce są bieda i słabość".
Słabość NARODU, któremu ręce opadają z niemocy sprawowania władzy bezpośrednio - dodałbym .
pozdrawiam