TK



Świetna kopia, ale nie działa: KRRiTV jako dysfunkcjonalna niezależna agencja regulacyjna

interes publiczny| Jan Dworak| Konstytucja| KRRiTV| logika rządów większości| media elektroniczne| nadawcy| organ konstytucyjny| regulacja rynku| rynek mediów

włącz czytnik

Z perspektywy potencjału państwa problem nie polega jednak na tym, że doszło do upolitycznienia KRRiT i przestała być ona niezależną agencją regulacyjną. Niezgodne z konstytucją działanie instytucji formalnych zawsze osłabia autorytet państwa, ale gdyby Rada stała się po prostu emanacją parlamentu czy rządu, organem, który w imieniu większości zarządza mediami elektronicznymi, to potencjał państwa zostałby zachowany. KRRiT nie stała się jednak narzędziem działania demokratycznie wyłonionej większości, która ponosi odpowiedzialność za państwo, ale instytucją dysfunkcjonalną, która nie realizuje powierzonych jej zadań w zakresie polityki medialnej państwa.

Jeśli za punkt odniesienia uczynić priorytety przyjęte przez KRRiT na początku jej istnienia, to okaże się, że nie tylko żaden z nich nie został osiągnięty, ale Rada jako instytucja przestała w tych sferach spraw publicznych odgrywać decydującą rolę.

Pierwszym priorytetem Rady w 1993 r. było „stworzenie niezależnej, wolnej od ingerencji czynników politycznych, telewizji i radiofonii publicznej, utrzymującej się z opłat obywateli”[60]. Nie jest celem niniejszej pracy ocena działalności TVP SA i Polskiego Radia, ale zarówno ich upolitycznienie, jak i uzależnienie od reklamodawców nie budzą wątpliwości. Ważniejszy jest chyba fakt, że Rada albo pogodziła się z takim stanem rzeczy, albo sama stała się narzędziem upolitycznienia mediów publicznych.

Jednak nie jest tak, jak twierdzi Marek Markiewicz, że „władza, którą posiada ta instytucja przekłada się aż do osoby prowadzącego program zarówno w telewizji publicznej, jak i prywatnej”[61]. Decyzje bowiem nie zapadają w Radzie, jest ona co najwyżej formalnym przekaźnikiem ustaleń podejmowanych gdzie indziej. Członkowie Rady czasem uczestniczą w tych rzeczywistych gremiach decyzyjnych, a czasem są tylko ich biernym wykonawcą. Dwa przykłady z przeciwnych konfiguracji partyjnych dobrze ilustrują utratę kontroli KRRiT nad mediami publicznymi. W lutym 2003 r. sejmowa komisja śledcza badająca aferę Rywina zaapelowała do Rady, na wniosek przedstawiciela SLD (sic!), o zawieszenie w obowiązkach prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego do czasu wyjaśnienia jego roli w aferze. Dzień później Rada odmówiła podjęcia jakichkolwiek działań argumentując, że jest to sprawa rady nadzorczej TVP (którą sama wybrała), choć już wcześniej stało się oczywiste, że rada nadzorcza jest uzależniona od prezesa TVP[62]. Również Rada kontrolowana przez koalicję PiS-LPR-Samoobrona nie mogła odwołać kolejnych prezesów mediów publicznych, gdyż najpierw na wiosnę 2008 r. nie-PiS-owska część jej członków bojkotowała prace Rady, gdy PiS nie chciał wybrać pełnego składu Rady Nadzorczej PR SA, a w lipcu 2009 r. bezskutecznie próbowała pozbyć się p.o. prezesa TVP SA Piotra Farfała, który wybrany został do zarządu TVP w chwili, gdy kluczową rolę dla zdobycia większości dla koalicji odgrywała jego partia – LPR[63]. Najbardziej drastycznym przykładem degradacji KRRiT było chyba jednak całodniowe oczekiwanie Rady na zakończenie negocjacji między PiS i LPR w styczniu 2007 r. dotyczących wyboru nowego prezesa… Narodowego Banku Polskiego. W pakiecie negocjacyjnym były bowiem, w zamian za poparcie kandydata PiS, miejsca dla LPR w Radzie Nadzorczej TVP SA[64].

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.