TK



Świetna kopia, ale nie działa: KRRiTV jako dysfunkcjonalna niezależna agencja regulacyjna

interes publiczny| Jan Dworak| Konstytucja| KRRiTV| logika rządów większości| media elektroniczne| nadawcy| organ konstytucyjny| regulacja rynku| rynek mediów

włącz czytnik

W tym kontekście bardziej zrozumiałe staje się dążenie do utworzenia regulatora nowo powstającego rynku, który działałby z pewną dozą niezależności w stosunku do rządu. Po pierwsze, dodaje to wiarygodności strategii liberalizacji i częściowej prywatyzacji mediów elektronicznych, a przez to daje szansę doboru poważniejszych inwestorów. Po drugie, pozwala narzucić prywatnym nadawcom obowiązki programowe związane z publiczną misją mediów elektronicznych (np. tworzenie programów edukacyjnych, skierowanych do mniejszości, wspieranie rodzimej produkcji filmowej). Gdyby misja ta była każdorazowo ustalana przez rząd, niezależność prywatnych nadawców stałaby pod dużym znakiem zapytania.

We Francji kluczową rolę odegrał jednak czynnik stricte polityczny. Każda prywatyzacja, a prywatyzacja dobra rzadkiego w szczególności, ma bowiem wymiar pierwotnej alokacji własności. Ten, kto kupi państwowy kanał telewizyjny, czy licencję na jeden z niewielu powszechnie dostępnych kanałów naziemnych, będzie w nieporównywalnie lepszej sytuacji niż jakikolwiek konkurent wchodzący na rynek później. Dlatego też dobierając kontrahentów według kryteriów politycznych, rządzący mogą uzyskać długotrwałą przewagę nad opozycją. Tak też stało się we Francji, gdzie prawicowy rząd w 1986 r. unieważnił koncesje wydane prywatnym nadawcom przez rząd poprzedni (a właściwie pozornie neutralnego regulatora rynku mediów elektronicznych), a potem jako nowego właściciela TF1 wybrał inwestora nie tylko silnego finansowo, ale i znanego z gaullistowskich sympatii. Postulowane i w końcu zrealizowane przez socjalistów powołanie silnego niezależnego regulatora rynku mediów elektronicznych było więc nie tylko aktem delegacji władzy przez wybieralnych polityków, aktem ograniczenia własnej władzy, ale też sposobem związania przyszłego, najprawdopodobniej wrogiego rządu. Miało umożliwić socjalistom uzyskanie przynajmniej ograniczonego wpływu na media niepubliczne, a w sensie instytucjonalnym stworzyć narzędzie prowadzenia polityki medialnej niezależnie od struktury własnościowej. Socjaliści gotowi byli zapłacić za to podzieleniem się władzą nad nową agencją regulacyjną, choć akurat w momencie, gdy była tworzona, przejęliby nad nią kontrolę[25].

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – nadzieje i dysfunkcje

Nie może więc dziwić, że owoc tych francuskich sporów – powołana w 1989 r. Najwyższa Rada Audiowizualna (Conseil supérieur de l’audiovisuel – CSA)[26] – stał się na początku lat 90-tych wzorem dla sporej części krajów postkomunistycznych w zakresie tworzenia niepodlegających logice rządów większości instytucji regulacyjnych rynku mediów elektronicznych[27]. Był to bowiem okres sporej nieufności do polityki w ogóle a polityki partyjnej w szczególności, kiedy hasła politycznej neutralności, profesjonalizmu, legitymizacji wynikającej z wiedzy i zawodowego autorytetu trafiały na podatny grunt[28]. Wzbierająca na Zachodzie fala delegowania kompetencji do niezależnych agencji regulacyjnych tworzyła też presję na kopiowanie instytucji z Europy, do której przecież kraje postkomunistyczne chciały „powrócić”. Zapożyczenie z Francji pozwalało politykom z jednej strony rzeczywiście pozbyć się kłopotliwych, bo wymagających pewnej fachowości kompetencji i stworzyć podmiot, który w razie powodzenia wzmocni legitymizację całego systemu, a w razie porażki będzie dogodnym chłopcem do bicia. Z drugiej strony, pozwalało żywić nadzieję, że mimo wszystko zachowają pewną kontrolę nad sferą przekazaną niezależnej agencji skoro udało się to we Francji. Sajó wręcz twierdzi, że taka delegacja umożliwiała politykom prowadzenie „business as usual za zasłoną mniej przejrzystych instytucji”[29], choć takiemu stanowisku trzeba przeciwstawić wiele świadectw na temat tworzenia polskiej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT), które podkreślają szczere intencje, a nawet pewien idealizm polityków oddających na początku lat 90-tych swoje kompetencje[30].

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.