Państwo



Wojciech Hajduk: Między niezawisłością a nadzorem

Ministerstwo Sprawiedliwości| nadzór administracyjny| nezawisłość sędziowska| referendarz| wgląd w akta| Wojciech Hajduk| wymiar sprawiedliwości| zawód sędziego

włącz czytnik

– A więc atrakcyjny nie jest?

– Jest już dość atrakcyjny. Na rynku z roku na rok mamy coraz większą liczbę adwokatów i radców prawnych, stąd powoli odnotowujemy zjawisko coraz częstszego kandydowania na stanowiska sędziowskie osób również z tych zawodów.

– Do zawodu trafiają dziś wyłącznie referendarze.

– W większości referendarze i asystenci, ale już adwokaci i radcowie powoli się zgłaszają, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach. Nie jest to oczywiście masowy napływ, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni.

W obronie wydziałów zamiejscowych

– Najważniejsza reforma, jaką realizuje Pan w resorcie, to zniesienie najmniejszych sądów i przekształcenie ich w wydziały zamiejscowe sądów większych. Środowisko sędziów nie widzi realnych korzyści z tych zmian. Jakie korzyści Pan znajduje?

– Korzyści nie widzi ta część środowiska, która była beneficjentem starego systemu. Tak się złożyło, że na etapie konsultacji osoby zarządzające wymiarem sprawiedliwości, choćby prezesi sądów apelacyjnych, nie zgłaszały uwag do tej koncepcji. Nie jestem jej autorem, jednak każdy, kto kiedykolwiek zarządzał sądem na dowolnym szczeblu, wie, że system musi być elastyczny, wydolny i musi dawać korzyści społeczeństwu. A nadmierne rozdrobnienie struktury sądownictwa utrudnia efektywną pracę.

– Jak ta reforma system uelastyczni?

– Jeśli mamy mały sąd, to mamy w nim niewielu sędziów. Dłuższa nieobecność dwóch albo trzech paraliżuje taki sąd.

– Tyle, że argument jest nie do końca przekonujący, gdyż mniejsze sądy miały statystycznie lepszą sprawność niż jednostki większe.

– Gdy patrzymy na wpływ spraw i liczbę etatów, to małe sądy z natury rzeczy musiały być w pewnym stopniu przeetatyzowane, właśnie na wypadek choroby czy urlopu dla poratowania zdrowia sędziego. W dużym sądzie, gdy zabraknie sędziego lub dwóch, żadna krzywda się nikomu nie dzieje. Mówiąc wprost, w połączonych sądach można bardziej racjonalnie układać obciążenie pracą. Z jednostki, która ma czterech czy pięciu sędziów, nie da się zabrać etatu do jednostki bardziej obciążonej. Ale z sądu, w którym jest piętnaście etatów orzeczniczych, jeden etat można już wziąć, bo obciążenie pozostałych sędziów zwiększymy tylko o jedną piętnastą.

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


Kazimierz | 24-04-13 22:53
"gdyby nadzór administracyjny nad sędziami sprawowany był przez samych sędziów, to sprawność postępowań by się nie zwiększyła, a może nawet uległaby pogorszeniu. Jednak taka decyzja nie leży w gestii Ministra Sprawiedliwości, to jest pytanie do parlamentarzystów i do społeczeństwa. Podejrzewam jednak, że ta koncepcja nie spotkałaby się z jego aprobatą, gdyż stoi w sprzeczności z ideą kontroli społecznej nad funkcjonowaniem organów państwa." I to mówi sędzia! Podobnej bredni dawno nie czytałem. Urzędnicy lepiej sprawują nadzór, niż Sąd Najwyższy - oto głos biurokracji! Dla mnie - wstrząsający. Nic dziwnego, że aparat sprawiedliwości wygląda i działa tak, jak to widzimy. Sędziowie bez trudności mogą się przedzierzgnąć w urzędników i potem oczekują, że ci sędziowie, którzy pozostają w sądach, będą posłusznie wykonywać polecenia w ramach owego "nadzoru administracyjnego". Bezwstydnie nazywanego "kontrolą społeczną", która w takim wydaniu kojarzy się wprost "demokracją socjalistyczną".